[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za to czerwone nie budziły żad­nej wątpliwości: było ich niewiele, ale tworzyły coś w ro­dzaju owalnej chmury, która, osiadłszy początkowo na górnych poziomach, jęła stopniowo spływać w dół, tracąc przy tym mocno na gęstości.- Teraz - Banowski uśmierzył w zarodku nikłe zaczątki dyskusji - obejrzyjmy wszystkie warianty łącznie.Gęsta chmura żółtych, niebieskich i czerwonych punktów spływała majestatycznie w dół “Dziesięciornicy”, prawie dokładnie wzdłuż poprzecznej osi symetrii statku.Na po­lecenie Banowskiego Vickers cofnął obraz i powtórzył eks­pozycję.Panowała kompletna cisza, w której głos Banow­skiego brzmiał ostro, wyraźniej.- Efekt dużego zagęszczenia na wysokich tuż po dehibernacji - to oczywiście wynik trzydniowych walk.Po za­kończeniu walk ilość wykroczeń wyraźnie maleje, lecz - proszę zauważyć - obszar największej koncentracji, prak­tycznie nie zmieniony pod względem kształtu i powierzchni, sunie jakby w dół statku.Obraz zgasł, zapłonęło światło.- Ponieważ każdy punkt, przypominam, oznacza miejsce zamieszkania jednego przestępcy, po nałożeniu na siebie kolejnych wariantów otrzymujemy poglądowe przedstawie­nie ciekawego skądinąd zagadnienia, jak “ochota” na przestępstwo, na popełnienie go narastała w ostatnim czasie w skali całej “Dziesięciornicy”.Stąd blisko już do kon­kluzji, że przesuwająca się stopniowo po szkielecie statku plama stanowi jakby ślad “kosmicznej latarki” - bo mamy do czynienia ze zjawiskiem zewnętrznym - której “światło” wpływa na organizmy niektórych ludzi - nie wszystkich - w ten sposób, iż wywołuje w nich skłonność do działania nieszablonowego, więc w przypadkach szczególnych do przestępstwa.Pewna część tych, do których dotarło promie­niowanie “latarki”, musi po pewnym czasie, w przybliżeniu stałym, wyładować pobraną “energię psychiczną” popeł­niając czyn przestępczy.Rodzaj czynu zależy zapewne od cech indywidualnych, więc od indywidualnej podatności na promieniowanie “latarki”, ale także od okoliczności, men­talności, nastroju itp.- Ta teoria.jest pan jej pewien? - zapytał Vandam.- Teorii - nie.Ręczę natomiast za fakty, co ją wywołały.Możliwe są rzecz jasna odmienne interpretacje - i pew­nie się takie pojawią - ta jednak znajduje potwierdzenie w nowo wykrywanych przestępstwach.Na przykład popeł­nione dzisiaj przez niejakiego Deograciasa Quarra morderstwo absolutnie mieści się w obszarze śladu “latarki”.Sprawca jest znany, chociaż jeszcze nie zdołano go ująć.- Sądzi pan, że “latarka”.to Dwukolorowi?- Nie mam pojęcia.W każdym razie promieniowanie pochodzi z zewnątrz.Ktoś wstał z tylnych rzędów.Medicus.- Ależ to bzdura - wykrzyknął - dopóki nie będziemy znali konkretnych dowodów, nie wolno nam twierdzić, że ktoś prowadzi “Dziesięciornicę”, która leci było nie było z podświetlną szybkością, wąskim stożkiem promieniowania pochodzącym z jakiejś tam latarki.Czy pan zdaje sobie sprawę - mówił do Banowskiego - jak niewiarygodnej precyzji wymaga taki manewr? A tu sądząc z pańskiego filmu stożek ani razu po hibernacji nie ześliznął się pancerza, choć “Dziesięciornica” wiele razy w tym czasie zmieniała szybkość! To bzdura, powiadam!- To, że stożek trzyma się statku jak przyrośnięty – rzekł zimno Banowski - nie świadczy o niczym, poza precyzją - ukłonił się w stronę Medicusa.- Nie ześliznął się z pancerza, bo może jest sterowany z wewnątrz, stąd.Sala Posiedzeń zaszumiała.Medicus stal z ręką unie­sioną w jakimś w połowie zarzuconym geście.Banowski patrzył nań bez uśmiechu.- Są niestety dowody - powiedział - udało się bowiem nie tylko wykryć stożek promieniowania, ale i zlokalizować źródło jego emisji.Za kilka godzin wystartuje w tamtym kierunku rakietka rekonesansowa z byłym dyspozytorem Dooganem na pokładzie.12Przed rozpoczęciem dyskusji Prezydent Laveerson zarzą­dził piętnastominutową przerwę.Taraday połączył się z de­cydentem Zadrianem.- Niestety - powiedział ze smutkiem decydent Zadrian - jeszcze się nie zgłosił.Agent Boskersq nie był nawet w drodze; po prostu sie­dział spokojnie w knajpie, sączył piwo i rozmyślał.To zna­czy, takie by można odnieść wrażenie.W rzeczywistości agent Boskersq spał.Miał otwarte oczy, od czasu do czasu wykonywał nieznaczny ruch, lecz zaraz potem zamierał na powrót.Mówiące piwo zniechęciło się ponawianymi bez­skutecznie apelami i wyczerpane zasnęło również we fla­konie.Boskersq przypominał wielką lalkę o szklanych oczach.Wreszcie Boskersq ocknął się, jego oczy przestały być puste.Wstał od stolika, ruchy jego jak na komendę na­brały płynności.Kilkuminutowa podróż windą, jakieś lo­kalne centrum handlowe, cichy o tej porze salon gier hazardowych, wreszcie drzwi do gabinetu, tego samego, w którym kilka godzin wcześniej Taraday wydał mu rozkaz rozpracowania bardzo ważnej sprawy na wysokich.- Proszę o żeton - powiedziało wejście.Boskersq wsu­nął żeton w szczelinę; mijając rozsuwające się błoniaste frędzle nie mógł powstrzymać uśmiechu.Taraday do tego stopnia wierzył w jego lojalność, że nawet nie pomyślał o blokadzie.Zaraz za progiem Boskersq zatrzymał się; patrzył przez ramię, jak owal otworu wypełnia się stopniowo i porasta grubym kożuchem srebrnej gąbczastej materii.Jeśli już rozpoczęto poszukiwania, gabinet Taradaya był najbez­pieczniejszym schronieniem - przynajmniej na kilka naj­bliższych godzin.Poczuł nagłe przygnębienie; srebro ścian, ich gładka monotonia przytłaczały, nie dawały oparcia, oczom ani myślom.Sprzęty i przedmioty w gabinecie pozostały bez zmian, tak jak je zapamiętał.Ciemne, kanciaste cielsko biurka pod ścianą; przed nim dwa fotele przedzielone niskim sto­likiem, który od wizyty Boskersqa, nie zmienił pozycji.Na stoliku tkwiła świeżo napoczęta butelka koniaku oraz trzy puste kieliszki z resztkami alkoholu na dnie.Najbliższy kilka godzin temu należał do Baskersqa, ze stojącego na­przeciwko pił Taraday.Trzeci kieliszek posłużył profesorowi Banowskiemu.Boskersq kładzie się na pokrytej puszystym dywanem pod­łodze.Zamyka oczy.Myśli o tym, że w ustawieniu przed­miotów, w samych przedmiotach tkwi zarejestrowana infor­macja o zdarzeniach, jakie przed kilkoma godzinami zaszły w pomieszczeniu o srebrnych ścianach.Ale ta informacja ukryta jest wśród mrowia innych, również zapisanych na szkle kieliszków, srebrze ścian, tworzywach; przejęły ją na równych prawach - ciecz w butelce, sploty dywanu, po­wietrze.Trzeba wydzielić z informacyjnego szumu tą jedyną wiadomość, od której tyle zależy.Boskersq zwraca myśl ku wypełniającym gabinet przed­miotom, próbuje je polubić i w zamian zdobyć ich przychylność.Potęguje emanację w ich kierunku i po pewnym czasie czuje odpowiedź.Dostraja się do niej leżąc bez jednego ruchu, cały jest wyczulonym oczekiwaniem na nią.Czeka.Fale są coraz mocniejsze.Można zaczynać.Teraz Boskersq zapomina o całym świecie.Jego rozmowa z przedmiotami zaczyna się od wymiany obrazów - lecz obrazy, które odbiera, są mgliste, pozbawione wyrazistości.Na próżno Boskersq próbuje wzmacniać je własnymi wspomnieniami w coraz doskonalszym rezonansie.Jeszcze przez parę sekund, maksymalnie skoncentrowany, nie pod­daje się rezygnacji, potem otwiera powoli oczy, wstaje.Stoi przyglądając się przedmiotom.Podchodzi do stolika.Bierze butelkę z koniakiem, przy­kłada szyjkę do ust, wypija zawartość do dna.Stawia bu­telkę na poprzednim miejscu.Siada w fotelu, kładzie na blacie ręce.Wszystko jest zapisem, myśli Boskersq [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl