[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób on potrafiłby zdoby ć taki krzy ży k, więc co się Kołeczko rzuca.Bohaterz RKU90, psiakrew!Pomału trzy ulice, które obstawiał Ry siek, dzicy zaczęli omijać tak starannie, jak omija siępewne kopniaki i sińce.Wy czy ścił na generalski medal swój rejon i wszy scy by li zadowoleni:bud-karze, gruby posterunkowy, który dostał w łapę, żeby przy mknął oko na sumienność Ry śka,Zielińszczak z protegowanka, matka, że bądz co bądz trzy dzieści złoty ch wpadło do garnka,wszy scy krótko mówiąc  oprócz Ry śka.Bo czy ż można by ć zadowolony m, jeśli o walce, o obronie słaby ch się marzy ło, o szlachetnejbohaterskości, a samemu bije się i wali ty ch słaby ch z całej szesnastogłodowej siły ?I w piekle, wśród całej czeredy, znajdzie się zawsze jedno porządne diablisko, w bagienkusucha kępka pod nogę, w podłej robocie też się czasem napatoczy czas i miejsce nadobry uczy nek.I Ry siek, żeby już całkiem nie upodobnić się do Kosiorków ojca z sy nem, zrobiłprzy padkowo dobry uczy nek, a następnie popadł w fatalną sprzeczność z cały m młody m Mary -montem.Wśród dzikich gazeciarzy by ło paru z Piachów91: Perskie-oczko, chłopak długi, wy bujały jaktopola, sy n szewca z Pekinu, Malinowski Czesiek, bracia Bigoraje i jeszcze paru inny ch.Cały m szczęściem dla Lewandowskiego relacje o ludziach, zbrodniach i morskich wężachsprzedawali głodny m sensacji mieszczuchom gdzie indziej, nie pchając się na razie w rejonRy śka.Ry siek sobie, oni też sobie, i stosunki układały się poprawnie, grzecznie, coś jak międzyBeckiem a Hitlerem: dwa pieski, popy chane kopniakami przez jeszcze kogoś trzeciego, wspólnegodla obu Azorków, szanowanego ponad wszelkie gry zienie, napuszczającego ty lko nawzajem, jakZielińszczak frajerów pod %7łelazną Bramą na czar-ne-czerwone.I tak stosunki pomiędzy dzikimiz Mary montu a Ry śkiem by ły naprężone jak smy cz, omijano się, czekając czegośi tak nieuchronnego, a wtedy kagańce won i kto silniejszy, ten lepszy.No i w końcu przy szło.Przy szło to coś w postaci jednorękiego, przegnanego już raz bez litościgazeciarza.Przy szło, wy krzy kując krwawe ty tuły, od który ch włosy dęba stawały, na nigdzie niepisaną Ry śkową ulicę i ten musiał się pofaty gować, bo przecież służba nie drużba i nawetgenerałowie po ciężkiej pracy dla ojczy zny też nie siedzą z założony mi rękami, ty lkozaprawiają kelnerów w forsowny ch marszach po wódkę.Tak jak wtedy poszedł, w pół krzy ku mu przerwał na sześciu trupach w nocniku, zdaje się, czyna czy mś takim, za klapy ucapił i do siebie przy ciągnął, struchlałą twarzą w twarz. No i co  warczał. Jak to będzie z nami, co? My ślałem, że chcesz mieć zęby w porządku,jak Boga kocham, że aż szkoda takich zębów&Tamten próbował go odepchnąć tą jedną ręką. Odwal się, odwal się  powtarzał już ze łzami w oczach, bo Ry siek trzy mał silnie, nie dowy rwania.A oczy miał jeszcze całkiem dziecinne, dobre, jasne oczy w twarzy suchej,znędzniałej, nie wiadomo by ło, ile roczków głodowy ch mu dać.Prosił łamiący m się głosem: No odwal się, co ci zrobiłem, co? Po co tu się pętasz, po co? Mówiłem, żeby ś nie przy łaził, mówiłem czy nie mówiłem?Inny m by może przy ty ch słowach potrząsał jak dojrzałą gruszką, ale tu nie mógł za nic.Całkiem bezbronny by ł przed nim, jak zaszczute zwierzę ze strachem patrzące, a gruby gliniarz narogu odwrócił się obojętnie, spacerował, spoglądając w chmurki, ty lko mu się banan92 koły sału pasa.Nie można by ło.Ręce na klapach sfolgował, ale nieznacznie.Dla tamtego, żeby znów niepomy ślał, że Ry siek dziecko.Nagle kaleka opuścił rękę, którą twarz osłaniał od ciosu.Oczy rozżarzy ły mu się gwałtowniei złowrogo. Człowieku!  krzy knął z całej siły. %7łeby m miał drugą grabę, szy bko by ś mnie puścił.Tytchórzu zas., ty taki owaki najgorszy.My ślisz, że nie wiem, co robisz? Ulice czy ścisz za trzydy chy ! Chłopaczków bijesz! Na cały m Burakowie ani jednego takiego nie mogli znalezć, każdysię wy pinał na takie robotę. A potem milczącemu już Ry śkowi w twarz, z pogardą dla jego oburąk:  Plunąć by m nie chciał na ciebie, wiesz? Plunąć! Ty lko że ży ć muszę, nie sam w domu sześcioro, a brat ty lko jeden robi& Ale mam cię gdzieś, gdzieś, gdzieś.Chcesz, to lej, no masz,lej, na, na!Odszedł o krok, rękę w kieszeń wsadził i patrzy ł na niego wy zy wająco, z taką pogardą,z obrzy dzeniem wprost, że Ry śkowi twarz ukropem pałała. Gad jestem dla niego  zrozumiał. Jaszczurka, Kosiorek&  I czy można nawet za takie my śli, słowa, tamtego uderzy ć, taką samąnędzę, ty lko że jeszcze chy ba gorszą, bo jednoręką, już zupełnie nie do ży cia& ? Nie można, jeślima się choć troszkę serca, nie można [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl