[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Duża taca!Wreszcie zaskoczyłem, przypominając sobie całą resztę, a przerażenie niemal rozsadziło mi głowę.Popatrzyłem na swoją rękę pokrytą zasychającą krwią, zastanawiając się, czyja to była krew.Zabiłem tylu ludzi — nie wiedziałem nawet ilu — więc czyja to była krew?I wtedy właśnie złożyłem sobie solenną obietnicę, że wrócę do Anglii, do bezpiecznych pagórków Devonu, i nigdy więcej nie opuszczę farmy Hay Tree.Będę się trzymał blisko rodzinnej ziemi, na której Wheale'owie przez pokolenia pracowali w pocie czoła, i nigdy więcej nie będę takim skończonym głupcem, by szukać przygód.Będę miał wystarczająco dużo przygód, hodując bydło i wysuszając kufle w gospodzie Kingsbridge.A jeśli kiedykolwiek ktoś nazwie mnie szaraczkiem, roześmieję mu się w nos i zgodzę z tym określeniem, wcale nie pragnąc, by było inaczej.Bolał mnie bok.Dotknąłem go i uniosłem rękę lepką od krwi.Kiedy spojrzałem w dół, zobaczyłem, że Gatt ściął mi płat skóry, przecinając kombinezon tak równo, jakby to zrobił rzeźnik toporem.Widoczne były kości, kości moich żeber, a ból dopiero się nasilał.Nagle przypomniałem sobie o Katherine uwięzionej w pieczarze.O Boże, jak ja nie chciałem znowu wchodzić do tej cenote! Ale człowiek zrobi wszystko, co musi zrobić, szczególnie taki szaraczek.Gatt nie był szarym człowiekiem, raczej czerwonym od krwi na kłach i pazurach, lecz szaraczki tego świata zapędzają w kozi róg takich Gattów, chociażby dlatego, że jest ich więcej i nie lubią, gdy się nimi pomiata.Zebrałem więc do kupy swoje rozklekotane gnaty, gotów pójść szukać części kompresora.Wierzchem dłoni przetarłem oczy, by zetrzeć z nich ślady łez słabości.Kiedy spojrzałem na Uaxuanoc, zobaczyłem duchy, które zbierały się wokół ruin i podchodziły coraz bliżej — niewyraźne, białe postacie z karabinami.Podeszli cicho.Patrzyli na mnie twardymi oczami, zwołując się słabymi okrzykami triumfu, dopóki nie zgromadziło się ich z tuzin i nie otoczyli mnie półkolem.Chicleros z Quintana Roo.„O Boże — pomyślałem z rozpaczą.— Czy to zabijanie nigdy się nie skończy?" Schyliłem się, po omacku szukając maczety, zacisnąłem dłoń na jej rękojeści, po czym z trudem powstałem.— Chodźcie, wy dranie! — wyszeptałem.— Chodźcie! Skończmy z tym!Podchodzili wolno, ostrożnie i z dziwnym respektem widocznym w spojrzeniach.Uniosłem maczetę, a jeden z nich zdjął karabin.Usłyszałem metaliczny odgłos naboju wprowadzanego do zamka.Do moich uszu dotarł jeszcze jakiś wibrujący dźwięk, pociemniało mi przed oczami i zachwiałem się.Jak przez mgłę zobaczyłem pękający krąg ludzi.Kilku z nich zaczęło z głośnym krzykiem uciekać.Popatrzyłem do góry i ujrzałem chmarę szarańczy opuszczającą się z nieba, a później pochyliłem się do przodu i zobaczyłem lecącą na mnie ziemię.Rozdział 46— Obudź się! — powiedział odległy głos.— Jemmy, obudź się! Poruszyłem się i poczułem ból.Ktoś gdzieś mówił z ożywieniem coś po hiszpańsku, po czym ten sam głos rozległ się przy moim uchu:— Jemmy, nic ci nie jest? — I w innym kierunku: — Niech ktoś przyniesie nosze.Otworzyłem oczy i spojrzałem na ciemniejące niebo.— Dla kogo mają być te nosze?Czyjaś głowa znalazła się w polu mojego widzenia.Zmrużyłem oczy i poznałem Pata Harrisa.— Jemmy, jak się czujesz? Kto cię pobił? Ci cholerni chicleros? Uniosłem się na łokciu, a Pat podtrzymywał mi ramieniem plecy.— Skąd się tu wziąłeś?— Przylecieliśmy helikopterami.Do akcji włączyła się armia.— Nieznacznie się poruszył.— Spójrz, to właśnie oni.Popatrzyłem na pięć helikopterów stojących poza obozem i na żwawo poruszających się ludzi w mundurach.Dwóch z nich biegło w moim kierunku z noszami.Szarańcza opadająca z nieba — przypomniałem sobie — to były helikoptery.— Przepraszam, że nie dałem rady dostać się tu wcześniej — powiedział Pat.— To przez tę cholerną burzę.Huragan trzepnął nas ogonem i musieliśmy wylądować w pół drogi.— Skąd przylecieliście?— Z Campeche, z przeciwnej strony Jukatanu.Przelatywałem nad wami dziś rano i zobaczyłem, że rozpętało się tu piekło.Wezwałem więc na pomoc meksykańską armię.Gdyby nie burza, bylibyśmy tu już sześć godzin temu.Słuchaj, a gdzie jest reszta?To było dobre pytanie.Zgryźliwie odpowiedziałem:— Większość z nas nie żyje!— Nie żyje! — powtórzył, wpatrując się we mnie, gdy siadałem.Zmęczony skinąłem głową.— Myślę, że Fallon jeszcze żyje.Jest tam.— Chwyciłem go za ramię.— Jezu! Katherine siedzi na dnie cenote w pieczarze.Muszę ją wydostać.Spojrzał na mnie, jakbym oszalał.— W pieczarze! W cenote! — powtórzył za mną tępo.Potrząsnąłem go za ramię.— Tak, ty cholerny głupcze! Umrze, jeśli jej nie wyciągnę.Ukryliśmy się tam przed Gattem.Dotarło wreszcie do niego, że nie majaczę, i obudził się do życia jak po dawce elektrowstrząsów.— Nie możesz tam zejść.Nie dasz rady w tym stanie.Kilku z tych chłopców to wyszkoleni nurkowie, porozmawiam z porucznikiem.Obserwowałem, jak podszedł do grupy żołnierzy po czym wstałem.Przy każdym ruchu odczuwałem ból.Powlokłem się jednak do cenote i stojąc przy krawędzi, popatrzyłem w dół, na ciemną taflę wody.Po chwili przybiegł Pat.— Porucznik ma czterech przeszkolonych płetwonurków i parę butli tlenu.Jeżeli im powiesz, gdzie jest ta dziewczyna, to dostarczą jej tlen.— Spojrzał w dół, do cenote.— Dobry Jezu! — wymamrotał.— Kto to?Patrzył na ciało Gatta, które leżało rozwalone na drewnianym pomoście.Głębokie cięcie przypominało usta otwarte w upiornym uśmiechu.— To Gatt — wyjaśniłem bez żadnych emocji.— Powiedziałem ci przecież, że go zabiję.Byłem wyzuty z wszelkich uczuć.Nie byłem zdolny do śmiechu, płaczu, smutku czy radości.Patrzyłem w dół, na trupa, i zupełnie nic nie czułem.Harris za to wyglądał, jakby mu było niedobrze.Odwrócił się zresztą zaraz i spojrzał w stronę helikopterów.— Gdzie są ci przeklęci nurkowie?W końcu nadeszli i jakoś wyjaśniłem, co mieli zrobić, a Pat przetłumaczył moje słowa.Jeden z nich założył moją uprząż, prowizorycznie zamontował butlę z tlenem i zszedł na dół.Miałem nadzieję, że nie przestraszy Katie, kiedy pojawi się w pieczarze.Ale pocieszyłem się, że jej hiszpański jest dostatecznie dobry, więc wszystko powinno być w porządku.Podczas gdy opatrywał mnie sanitariusz, zauważyłem, jak odnosili Fallona na noszach do jednego z helikopterów.Harris powiedział zdumiony:— Ciągle jeszcze znajdują ciała, to musiała być jatka.— Coś w tym rodzaju — powiedziałem obojętnie.Nie ruszyłem się ze swego miejsca na skraju cenote, dopóki Katie nie została wywindowana na górę.Trochę to trwało, bo musieliśmy poczekać na odpowiedni sprzęt z Campeche.Potem już wszystko było proste i Katherine wypłynęła o własnych siłach.Byłem z niej naprawdę dumny.Razem przeszliśmy do helikoptera.Musiałem się o nią oprzeć, gdyż nagle opuściły mnie wszystkie siły.Nie wiedziałem, co stanie się z nami w przyszłości ani czy takie przeżycia, jakich doświadczyliśmy, były najlepszym wstępem do małżeństwa, ale pragnąłem spróbować, gdyby się tylko zgodziła.Z tego, co wydarzyło się później, niewiele pamiętam aż do momentu, gdy obudziłem się w szpitalu w Mexico City, a Katie siedziała na skraju łóżka.Minęło już sporo dni od opuszczenia obozu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl