[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwielbiał to.Nigdy nie zamykał okien przed gwarem miasta, dlatego się zdziwił, że tacisza tu wokoło w ogóle pozwoliła mu zasnąć.I spać snem spokojnym, bez nerwowych ocknięć.Z dołu sączyła się jakaś łagodna muzyka.Gdy zszedł, Doris otwierała okna, podśpiewująci bujając się w jej rytm.Miała na sobie równie zwiewną sukienkę, co poprzedniego dnia, tylkow innym kolorze i może trochę krótszą.W Magnolii było pusto.Tylko pokraczny pies leżał tuż przy wyjściu na werandę.Zawarczał na widok Maurycego, po czym podniósł się niezdarnie i wskoczył na narożną kanapęw kącie sali. Dzień dobry!  zawołał Maurycy, jak mu się wydawało, trochę nazbyt śpiewnie. Absurd!  usłyszał w odpowiedzi. Nie jest dobry?  zdziwił się lekko. A nie!  Doris wybuchnęła perlistym śmiechem. Ja do Absurda! Złaz z kanapy i nieprzeginaj, bo się pogniewamy.Domyślił się wreszcie, że Absurd to imię psa.Lepszego sam by dla tego potwora niewymyślił.Doris zgoniła psa z kanapy, nie przejmując się za bardzo jego warczeniem, po czym,cała rozpromieniona, odwróciła się w jego stronę i klasnęła w dłonie. No widzisz, Maurycy, przez ten wczorajszy zwariowany dzień nawet nie zdążyliśmy sięsobie przedstawić.Wyjazd Czesi przewrócił wszystko do góry nogami. Odwróciła siędo dziwnie kłapiącego pyskiem Absurda (być może tak wyrażał swoje niezadowolenie)i  Maurycy nie wierzył, że chce to zrobić, a jednak zrobiła  przedstawiła go psu:  To Maurycy,dziecinko, nasz gość na dłużej.Nie, nie na jedną noc czy na dwie, więc zapamiętaj to sobiei zachowuj się, jak na mądrego psa przystało.Po tych słowach Murawski zwątpił nie tylko w mądrość psa, ale także w zdrowy rozumjego właścicielki.Jednak, jak wszystko inne, co tu się do tej pory działo, tylko go one rozbawiły.W takiej aurze, myślał sobie, idąc za Doris do kuchni, gdy zaproponowała, żeby tam bezzbędnych ceregieli zjedli razem śniadanie, za nic w świecie nie udałoby mu się napisać mrocznego kryminału, jednego z tych, jakimi rozpoczął swoją literacką& no, można by od biedypowiedzieć, karierę, ale fantastycznie baśniową historię o dwóch ptakach, które nie mogą sięodnalezć, jak najbardziej.Nim skończyli jeść, przyszła Marlena.Po kilku powitalnych bzdetach sama zrobiła sobiekawę z ekspresu i usiadła z kubkiem przy swoim stoliku.Maurycy zdziwił się, gdy ją zobaczył,jak poprzedniego dnia, w jedwabnej chustce zawiniętej na głowie tak, że nie było widać jednegopasemka włosów, bo sądził, że to jeden z elementów jej niewyszukanej, skądinąd, wczorajszejkreacji.Nie znał się za bardzo na kobietach, ale nie trzeba się znać, żeby pewne rzeczy wiedzieć. O, jak cicho  zamruczała Marlena, delektując się małymi łyczkami aromatycznegonapoju.Wsunęła na nos okulary, rozłożyła przed sobą gazetę i, nie odrywając od niej wzroku,zagadnęła:  Co żeś tam znowu na siebie włożyła?Doris, przełykając kawałek bułki z dżemem, ogarnęła się wzrokiem. Chodzi ci o sukienkę? A o co! No to przecież Józefina znowu mi uszyła. Wiem, że Józefina, ale wstań, pokaż się, jeszcze tej nie widziałam. Przedwczoraj mi ją przyniosła  wykrztusiła Doris z pełnymi ustami.Wstała ze stołka,zakręciła się wokół własnej osi i usiadła. Cześka już w powietrzu. Co?! Mówię, że już leci. Aaa& No niech leci.Wbiła się pewnie w fotel, zamknęła oczy i zaczęła się modlićdo Matki Jedynej.Zachichotały.Marlena wyjęła z torebki papierosy, zapytała wzrokiem Maurycego, czy muto nie przeszkadza, a gdy pokręcił głową, że nie, zapaliła.Zjadł już kilka kromek chlebai zastanawiał się, czy wypada więcej, bo wciąż był głodny.Kiedy jednak Doris podsunęła mupatelnię z jajkami na bekonie, pozbył się skrupułów. Pięćdziesiąt dwa złote  odezwała się, smarując masłem kolejne kromki chleba dlaMaurycego. Do mnie mówisz czy do& Maurycy  przypomniał. Za sukienkę Józefinie zapłaciłam.Nie pal. Dlaczego akurat pięćdziesiąt dwa? Józefina tyle powiedziała.Mówiła, że jak się zdecydujesz, to ci do ślubu cośwyjątkowego uszyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl