[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakiż to wiatr tam dął? Słońce, które chyliło się już ku zachodowi, rozświetliło naszą kryjówkę i leżącą przed nami dolinę; pojaśniała także droga.Naprawdę istniała.Biegła doliną, wijąc się kapryśnie; lekceważyła naturalne zakręty i samowolnie zataczała osobliwy łuk — największy twór, jaki kiedykolwiek widziałem na oczy.Tyle było w nim cudowności; czy potrafię o nich wszystkich opowiedzieć?Zacznę od tego, że nie była to jedna droga, lecz dwie.Podwójny szlak dostatecznie szeroki, by na każdej jezdni ustawiło się w szeregu dwudziestu ludzi.Obie umykały w dal, niczym dwie szare wiewiórki.Powierzchnia miała barwę ich futerka.Jak daleko mogłem sięgnąć okiem, drogi biegły obok siebie, zachowując tę samą szerokość i odległość, zmierzając.donikąd?W głębi doliny, wiele mil dalej, robiły nagłą woltę, skręcały, oddalając się od siebie, pędziły w górę i w dół po mostach i pochylniach, przybierając kształt liścia koniczyny narysowanego tylko dla zabawy — kapryśne jak gigantyczne bachory podczas szalonej gonitwy.Aż po horyzont droga biegła ku wysokiemu zboczu, gdzie powinna się zakończyć; o dziwo, zmierzała dalej.Oba pasma wpadały do groty albo skalnej rozpadliny.Wyłaniały się po drugiej stronie góry i mknęły dalej szerokim łukiem lub z woli aniołów przecinały mocno pofałdowany teren prostymi liniami.— Dokąd biegnie? — zapytałem.— Wszędzie — odparł krótko Siedmioręki, siadając na ziemi.— Z wybrzeża na przeciwległy brzeg.Kiedy tam dotrze, zawraca i biegnie tu z powrotem nieco inną trasą, by ponownie zawrócić.Krzyżuje się raz po raz z innymi trasami, układa się równolegle do nich albo odchodzi promieniście, niczym tysiące nitek pajęczej sieci.— Wszystkie drogi są podobne?— Z wyglądu tak, ale bywają potężniejsze.— Biegną gromadnie?— Nie, zawsze parami.Jedno pasmo wiedzie w tę, drugie z powrotem.Bywają szersze, zakreślają łuki potężniejsze od widocznych w oddali, ale złączone jak płatki ogromnych kwiatów.Wtapiają się w miasta, wspinają się na wysokie mosty i znikają w otchłaniach tuneli.Tak słyszałem.Kiedyś zobaczę je na własne oczy.— Po co.to wszystko?— Do zabijania ludzi — odparł Siedmioręki równie szczerze jak przedtem.— Tak mówili święci.Trzeba ci wiedzieć, że drogą jeździły auta.Stąd mógłbyś je obserwować przez całą noc.Wszystkie były oświetlone.Z przodu miały lampy białe, a z tyłu czerwone; w tamtą stronę mknęły zatem otoczone jasną poświatą, a z powrotem szkarłatną.— W jaki sposób droga zabijała?— Sama tego nie robiła.Samochody to prawdziwi zabójcy.Były ciasne, należało więc siedzieć w ten sposób, a wówczas przy zderzeniu ręce i nogi łatwo ulegały złamaniu.Auto się kurczyło, zgniatając człowieka jak dziadek do orzechów.— Wyobraź sobie auta pędzące szybciej od nietoperzy, ale znacznie mniej ostrożne niż one.Z tego powodu ciągle się zderzały.Święty Clay twierdził, że usłyszał od świętego Roya Wielkiego.a święty Roy widział przecież drogę u kresu dni, kiedy jeździły nią miliony aut podobnych do gromady mrówek albo ławicy drobnych rybek.Tak czy inaczej, święty Roy twierdził, że droga zabijała rocznie tylu ludzi, ilu teraz mieszka w Małym Domostwie, a może dwa razy więcej.Spoglądałem na to cudo, szare jak pióra gołębia.Z bliska zobaczyłem, że kamienie pękają rozpychane korzeniami chwastów, a na zielonym pasie dzielącym obie drogi rosną bujnie młode drzewa.Wystarczyło stanąć na środku szarej wstęgi, by rozpocząć wędrówkę ku przeciwległemu brzegowi; tylko aniołowie wiedzą, jak długo tam się idzie.Po drodze można by zobaczyć cuda, o których nawet prawdomówcy dawno zapomnieli.Po dotarciu na wybrzeże należało tylko przejść na sąsiednie pasmo, by wrócić do domu tą samą drogą, która dawniej zabijała ludzi.Przejaśniło się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl