[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Teraz bÄ™dÄ™ spaÅ‚.- Przyjemnych snów, Wasza Wysokość.Powieki chana opadÅ‚y, twarz zwiotczaÅ‚a i po kilku sekundach chory gÅ‚oÅ›no zachrapaÅ‚.Ahmed wiedziaÅ‚, że musi teraz zaÂchować maksymalnÄ… ostrożność.Cicho otworzyÅ‚ drzwi.Hakim i Azadeh czekali na korytarzu razem z zatroskanÄ… pielÄ™gniarkÄ…, która weszÅ‚a do pokoju, zmierzyÅ‚a choremu puls i uważnie mu siÄ™ przyjrzaÅ‚a.- Dobrze siÄ™ czuje? - zapytaÅ‚a z progu Azadeh.- Kto to może wiedzieć, moja droga? ZmÄ™czyÅ‚ siÄ™, bardzo siÄ™ zmÄ™czyÅ‚.Najlepiej bÄ™dzie, jeÅ›li wszyscy sobie pójdziecie.- Co postanowiÅ‚? - zapytaÅ‚ nerwowo Hakim, zwracajÄ…c siÄ™ do Ahmeda.- Wygnać ich jutro z samego rana bez pieniÄ™dzy na pustyniÄ™ na północ od Meszhedu.I wykluczyć ze szczepu.Sam panu to jutro powie, Wasza Wysokość.- Inszallah - szepnęła z ulgÄ… Azadeh; obawiaÅ‚a siÄ™ bardziej surowego wyroku.Hakim cieszyÅ‚ siÄ™, gdyż ojciec skorzystaÅ‚ z jego rady.- Moja siostra i ja.eee.nie wiemy, jak mamy ci dziÄ™koÂwać za pomoc, Ahmedzie.Za to, że w koÅ„cu prawda ujrzaÅ‚a Å›wiatÅ‚o dzienne.- DziÄ™kujÄ™, Wasza Wysokość, ale wypeÅ‚niam tylko poleceÂnia chana.Kiedy przyjdzie czas, bÄ™dÄ™ sÅ‚użyÅ‚ panu tak samo wiernie, jak sÅ‚użyÅ‚em Jego WysokoÅ›ci.KazaÅ‚ mi to przysiÄ…c.Dobranoc.Ahmed uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pod wÄ…sem, zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi i podszedÅ‚ z powrotem do łóżka.- W jakim jest stanie? - zapytaÅ‚.- Nie najlepszym - odparÅ‚a siostra Bain.BolaÅ‚y jÄ… plecy i konaÅ‚a ze zmÄ™czenia.- Jutro musi mnie ktoÅ› zastÄ…pić.PowinniÅ›my tu mieć dwie pielÄ™gniarki i siostrÄ™ przeÅ‚ożonÄ….Przykro mi, ale nie mogÄ™ dÅ‚użej sama opiekować siÄ™ chorym.- ZaÅ‚atwimy wszystko, o czym pani mówi, pod warunkiem że pani zostanie.Jego Wysokość bardzo sobie ceni pani opiekÄ™.JeÅ›li pani chce, poczuwam przy nim przez godzinÄ™ albo dwie.W sÄ…siednim pokoju jest sofa.Gdyby coÅ› siÄ™ dziaÅ‚o, natychmiast paniÄ… zawoÅ‚am.- To bardzo miÅ‚o z pana strony.DziÄ™kujÄ™, bardzo przyda mi siÄ™ krótki odpoczynek, ale proszÄ™ mnie zawoÅ‚ać, jeÅ›li siÄ™ obudzi, a jeÅ›li nie, za dwie godziny.Ahmed zaprowadziÅ‚ jÄ… do sÄ…siedniego pokoju, kazaÅ‚ strażÂnikowi wrócić za trzy godziny i sam zaczÄ…Å‚ czuwać przy chorym.Po półgodzinie cicho zajrzaÅ‚ do pielÄ™gniarki.Mocno spaÅ‚a.Wtedy wróciÅ‚ do pokoju chorego, zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi na klucz, wziÄ…Å‚ gÅ‚Ä™boki oddech, potargaÅ‚ wÅ‚osy, podbiegÅ‚ do łóżka i bezceremonialnie potrzÄ…snÄ…Å‚ chanem.- Wasza Wysokość - syknÄ…Å‚, udajÄ…c przerażenie.- ProszÄ™ siÄ™ obudzić! ProszÄ™ siÄ™ obudzić!Chan wynurzaÅ‚ siÄ™ z kamiennego snu nie wiedzÄ…c, gdzie jest, co siÄ™ dzieje i czy to nie kolejny koszmar.- Co.co.W koÅ„cu skoncentrowaÅ‚ wzrok i zobaczyÅ‚ Ahmeda, najÂwyraźniej trzÄ™sÄ…cego siÄ™ ze strachu, co nie zdarzaÅ‚o mu siÄ™ nigdy przedtem.- Co.? - powtórzyÅ‚ zatrwożony.- PrÄ™dko, musi pan wstać, na dole jest Pahmudi, Abrim Pahmudi ze swoimi oprawcami z SAVAMA.Przyszli po paÂna - wy dyszaÅ‚ Ahmed.- KtoÅ› otworzyÅ‚ im drzwi, zostaÅ‚ pan zdradzony, zdrajca Haszemi Fazir wydaÅ‚ pana Pahmudiemu i SAVAMA, prÄ™dko, proszÄ™ wstać, oni zabili strażników i idÄ… tu po WaszÄ… Wysokość.- ZobaczyÅ‚ szeroko otwarte ze strachu oczy.- Jest ich zbyt wielu, nie zdoÅ‚am ich powstrzyÂmać.Szybko, musi pan uciekać!UmiejÄ™tnie odÅ‚Ä…czyÅ‚ kroplówkÄ™, odsunÄ…Å‚ koÅ‚drÄ™ i zaczai poÂmagać podnieść siÄ™ z łóżka poruszajÄ…cemu bezradnie ustami, oszalaÅ‚emu ze strachu starcowi.Nagle pchnÄ…Å‚ go z powrotem i utkwiÅ‚ wzrok w drzwiach.- Za późno - stwierdziÅ‚.- SÅ‚yszy pan? Oni już tu sÄ…, przyszli, prowadzi ich Pahmudi, już tu sÄ…!PierÅ› chana unosiÅ‚a siÄ™ z trudem.WydawaÅ‚o mu siÄ™, że sÅ‚yszy kroki na korytarzu, widzi Pahmudiego, widzi jego wÄ…skÄ… zadoÂwolonÄ… twarz i narzÄ™dzia tortur.WiedziaÅ‚, że nie okażą mu Å‚aski, że zachowajÄ… go przy życiu tylko po to, by odebrać mu je w mÄ™czarniach.Szybko, pomóż mi, chciaÅ‚ krzyknąć.Pomóż mi podejść do okna! Możemy zejść na dół, jeÅ›li mi tylko pomożesz! Na litość boskÄ…, Ahmedddd.ale w rzeczywistoÅ›ci z krtani nie wydobyÅ‚o siÄ™ ani jedno sÅ‚owo.SpróbowaÅ‚ ponownie, ale jego usta nie byÅ‚y zsynchronizowane z mózgiem, mięśnie szyi napięły siÄ™ z wysiÅ‚ku, żyÅ‚y nabrzmiaÅ‚y.ZdawaÅ‚o mu siÄ™, że bez koÅ„ca krzyczy i wrzeszczy na AhÂmeda, który w ogóle mu nie pomagaÅ‚; staÅ‚ tylko i gapiÅ‚ siÄ™ na drzwi.Kroki zbliżaÅ‚y siÄ™.- Pomocy! - wykrztusiÅ‚ w koÅ„cu, próbujÄ…c wstać z łóżka, walczÄ…c z koÅ‚drÄ… i narzutami, które przytÅ‚aczaÅ‚y go, krÄ™powaÅ‚y, wiÄ™ziÅ‚y.Ból w piersi wzmagaÅ‚ siÄ™, potężniaÅ‚, sÅ‚yszaÅ‚ jego dudnienie.- Za późno na ucieczkÄ™, już tu sÄ…! MuszÄ™ ich wpuÅ›cić!Åšmiertelnie przerażony zobaczyÅ‚, że Ahmed idzie do drzwi.Ostatkiem siÅ‚ krzyknÄ…Å‚, żeby tego nie robiÅ‚, ale z ust wydobyÅ‚ mu siÄ™ tylko zdÅ‚awiony skrzek.A potem poczuÅ‚, że coÅ› zwichÂnęło siÄ™ w jego gÅ‚owie i coÅ› pÄ™kÅ‚o.Przez zwoje i korÄ™ mózgowÄ… przebiegÅ‚a iskra.Ból zelżaÅ‚, haÅ‚as ucichÅ‚.ZobaczyÅ‚ uÅ›miech na twarzy Ahmeda.UÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że na korytarzu i w paÅ‚acu panuje cisza i że zostaÅ‚ naprawdÄ™ zdradzony.Ostatkiem siÅ‚ rzuciÅ‚ siÄ™ na Ahmeda.PÅ‚onÄ…ce w jego gÅ‚owie ognie, czerwone, ciepÅ‚e i pÅ‚ynne, oÅ›wietlaÅ‚y drogÄ™ w gÅ‚Ä…b tunelu i tam, w jego nadirze, zdmuchnÄ…Å‚ wszystkie i objÄ…Å‚ we wÅ‚adanie ciemność.Ahmed upewniÅ‚ siÄ™, że chan nie żyje.CieszyÅ‚ siÄ™, że nie musiaÅ‚ użyć poduszki, by go zadusić.Szybko podÅ‚Ä…czyÅ‚ z powrotem kroplówkÄ™, sprawdziÅ‚, czy z igÅ‚y nie wyciekÅ‚y krople, po czym wygÅ‚adziÅ‚ poÅ›ciel i uważnie sprawdziÅ‚ caÅ‚y pokój.Nie zobaczyÅ‚ niczego, co mogÅ‚oby go zdradzić.OddychaÅ‚ z trudem i krew pulsowaÅ‚a mu w skroniach, ale rozpieraÅ‚a go radość.SprawdziÅ‚ wszystko ponownie, a potem podszedÅ‚ cicho do drzwi, przeÂkrÄ™ciÅ‚ klucz w zamku i bezszelestnie wróciÅ‚ do łóżka.Abdollah leżaÅ‚ z zamkniÄ™tymi oczyma na poduszkach, z ust i nosa ciekÅ‚a mu krew.- Wasza Wysokość! - zawoÅ‚aÅ‚ Ahmed.- Wasza WysoÂkość! - PochyliÅ‚ siÄ™, zÅ‚apaÅ‚ chana za ramiona, a potem puÅ›ciÅ‚ go i podbiegÅ‚ do drzwi.- Siostro! - ryknÄ…Å‚, po czym wpadÅ‚ do sÄ…siedniego pokoju, wyrwaÅ‚ SzkotkÄ™ z gÅ‚Ä™bokiego snu i zaÂciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… z powrotem do chana.- O mój Boże - szepnęła z ulgÄ…, cieszÄ…c siÄ™, że to nie zdaÂrzyÅ‚o siÄ™ podczas jej dyżuru.Wtedy o Å›mierć chana obwiniaÅ‚by jÄ… niechybnie ten nie rozstajÄ…cy siÄ™ z nożem dziki ochroniarz albo inni wrzeszczÄ…cy i miotajÄ…cy siÄ™ szaleÅ„cy.OtarÅ‚a oczy i doprowadziÅ‚a do porzÄ…dku wÅ‚osy, czujÄ…c siÄ™ naga bez czepka.Szybko zrobiÅ‚a to, co do niej należaÅ‚o, i zamknęła zmarÅ‚emu powieki.Za sobÄ… sÅ‚yszaÅ‚a jÄ™ki zrozpaczonego Ahmeda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]