[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Storm zauważyła smukłe palce Duary poruszające się zwinnie u pasa maga.Inni również to zobaczyli, przede wszystkim zaś wysoki' mężczyzna o haczykowatym nosie, odziany w ciemnozielony J welwetowy dublet z rozciętymi, bufiastymi rękawami.Przyglądał się z uwagą namiętnemu przywitaniu starego maga, a wyraz jego twarzy przesłaniał dym z długiej, wąskiej, glininanej fajki.Kiedy Elminster ostentacyjnie i głośno pożegnał się w kom z uśmiechniętą pięknotką, czarodziej o krogulczym nosie, pozo-1 stawiwszy dużą fajkę, by zawisła w powietrzu, postąpił naprze * i wykonał drobny ruch dłonią.W odpowiedzi sakwa Elminstera uniosła się w górę i otworzyła powoli.Wśród stojących opodal magów zapadła cisza.Z ich wyrazu twarzy wynikało niezbicie że postępek zielono odzianego czarnoksiężnika stanowił poważne naruszenie etykiety.Storm zaczęła wysuwać swój miecz z pochwy, ale kościstą dłoń Elminstera powstrzymała ją w pół gestu.Radosny^ tonem zapytał:— Czyżbyś utracił swą magię, kolego? Chcesz pożyć szczyptę tego czy owego?Czarnoksiężnik w zieleni zmierzył go wzrokiem i zlustrował długi przedmiot wewnątrz sakwy — była to gałązka.— Gdzie to jest, starcze?— Szukasz potężnej magii, tak? A gdzie ma być — tutaj to oczywiste — odparł Elminster stukając się palcem w głowę.Storm, zakłopotana, spojrzała na niego.Głos maga wydawał się grubszy, jakby zniekształcony, ale jego oczy były czyste i żywe jak zawsze.— Ale, rozumiesz, nie uda ci się jej posiąść w jednej chwili, jednym zaklęciem.Lata długich studiów zabrało mi opanowanie do mistrzostwa nawet.Zielony mag lekko skinął ręką.Gałązka pofrunęła ku jego otwartej, czekającej dłoni.Nim na niej wylądowała, Elminster pstryknął palcami i poruszył brwiami.W rezultacie gałązka wyprysnęła w górę i gładkim łukiem zawróciła w stronę starego maga.Elminster skłonił się pobladłemu na twarzy, dygoczącemu czarodziejowi i spokojnym głosem stwierdził:— Ale jeśli pragniesz tej magicznej laski — gałązka natychmiast zmieniła się w potężną, grubą, trzymetrową, gładką czarną laskę z mosiężnymi okuciami na końcach, ozdobionymi grawerunkiem przedstawiającym węże — proszę uprzejmie.— I laska smyrgnęła w powietrze, by znaleźć się w rękach osłupiałego maga.— Ale.twoja laska? — spytała zdumiona Storm, patrząc jak spocony, kompletnie zbity z tropu czarnoksiężnik w zieleni, oddalony o zaledwie półtora metra od niej, niezdarnie chwyta laskę.— Jak ją zastąpisz?— Wytnę sobie nową — odparł z powagą stary mag.— One rosną na drzewach.Ściskając w ręku laskę i lękliwie spoglądając da Elminstera, odziany w welwetowy strój mag nerwowym ruchem sięgnął po swoją fajkę, wymamrotał coś pod nosem i uczynił gwałtowny gest.W jednej chwili i on, i laska zniknęli, jakby rozpłynęli się w powietrzu.Elminster z dezaprobatą pokręcił głową.— Złe maniery — rzucił posępnie — bardzo złe.Teleportować się na magowisku! Za moich czasów to było nie do pomyślenia, powiadani ci.— A kiedyż to było, starcze? Pewien jestem, że jeszcze przed założeniem Waterdeep — prychnął ironicznie posępny, acz przystojny młodzieniec stojący opodal.Storm odwróciła się w siodle.Mag miał na sobie drogie jedwabne odzienie z wstawkami z futra.Jego czarnobrewe, pociągłe oblicze zdawał się przez cały czas wykrzywiać kpiący uśmieszek.Storm rozpoznała go jako jednego z czarnoksiężników, rozmawiających z Duarą przed przybyciem Elminstera.Jego głos i zachowanie emanowały v chłodną, pogardliwą mocą, gdy odchyliwszy w lekceważącym j grymasie nieco wyżej górną wargę, stwierdził:— A propos, siwobrody, możesz mi mówić — „Mistrzu".Ściskając w dłoni swą magiczną laskę, mierzącą dobre trzy i pół metra, i wykonaną z lśniącego czerwonego metalu, zdobionego złotymi ornamentami, ciemnobrewy mag sięgnął po wodze puszczonego luzem wierzchowca Elminstera.Storm, wciąż siedząc w siodle, wymierzyła mu siarczyste! kopnięcie.Czubek jej buta trafił go w palce i odbił mu rękę w bok.Przystojny czarnoksiężnik odwrócił się wściekle w jej stronę.by spostrzec o kilka cali przed swoim nosem trójkątny| koniec lśniącego miecza.— Hę, hę — zarechotał Elminster grubym, och głosem — brak ci jeszcze obycia z damami, co, Młody Mistrzu?|Mag zaczerwienił się po cebulki włosów i odwrócił od mię Storm, by znów stanąć twarzą w twarz ze starym magiem^— Ależ skąd, staruszku — rzucił sarkastycznie — wydaje się oczywiste, że ty obywasz się bez nich już od wieluJawna zniewaga wywołała zduszony chichot u kilku młodszych magów stojących nieopodal — dźwięk ten zmieszał z głuchymi sapnięciami i gwizdami oburzenia i zdumienia strony starszych czarodziejów, którzy najwidoczniej znali ~ stera.Hałas przybrał na sile, gdy jedni magowie przesuwać się bliżej, chcąc być świadkami nieuchronnej konfrontacji, podczas gdy inni, pod pretekstem, iż przypomnieli sobie nieoczekiwanie o rozmaitych pilnych sprawach do załatwię wycofywali się na z góry upatrzone, bezpieczniejsze pozycje|Elminster ziewnął:— Schowaj miecz — rzekł półgłosem do Storm.Po głośniej i niemal radośnie stwierdził — wygląda na to, nadal chełpliwi młodzieniaszkowie przybywają na magowisko tylko po to, by znieważać lepszych od siebie.— Stary westchnął teatralnie, po czym dodał — przypuszczam, koguciku że teraz pójdziesz za ciosem i wyzwiesz mnie, co? Nie, nie, to nie byłoby uczciwe.Wszak dysponuję mądrością całych stuleci, która pomaga mi w podejmowaniu właściwych decyzji, ty zaś masz po swojej stronie tylko żarliwy wigor młodości.ha, dobre określenie, podoba mi się., a zatem, aby wyrównać szansę, proponuję następujące rozwiązanie — to ja wyzwę ciebie Konkurs miotania ognistych kul — co ty na to? No, co o tym myślisz?Rozległa się owacja.Pokraśniały na twarzy mag zaczekał, aż ucichnie, po czym mruknął pogardliwie:— To sport dla dzieci i, jak przypuszczam, dla starych pryków.Elminster uśmiechnął się, przypominał teraz kota igrającego ze schwytaną ofiarą, i odparł:— Być może.Ale, być może, mówisz tak, bo boisz się przegrać?Twarz maga poczerwieniała jeszcze bardziej.Zlustrował krąg otaczających go zafascynowanych twarzy i rzucił krótko:— Przyjmuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl