[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślał, że pomogę Karalowi zadomowić się w Valdemarze.Elspeth uśmiechnęła się.- Chyba ci się udało, skoro trafił do “Róży Wiatrów"! Tam łatwo się zadomowić przy kilku dzbankach.Natoli zachichotała.Elspeth jednakże jeszcze nie skończyła.- Jest coś, co bardzo chciałabym ci powiedzieć, Natoli.Czasami wydaje się, że jest inaczej, ale naprawdę w tym kraju istnieją ważne, niezbędne prace, których nie mogą wykonać heroldowie.Między innymi dlatego towarzyszy nie spotyka się u nas na każdym kroku.Ty, twoi mistrzowie i koledzy jesteście równie ważni, jak ci wszyscy, którzy noszą biel - i nie pozwól, by ktoś cię przekonał, że tak nie jest.Heroldowie mają być symbolem dla ludzi, ale większość z naszej sławy należy się strażnikom i bardom.Natoli zarumieniła się, zmieszana, Elspeth zaś pożegnała się i wyszła.- Cóż - odezwała się Natoli.- Dlaczego mi to powie­działa?Karal potrząsnął głową, chociaż miał swoje przypuszczenia.Zauważył starannie ukrytą zazdrość Natoli na widok uniformu Elspeth i matowy ton jej głosu, kiedy powiedziała, że jest córką herolda.- Heroldowie.Kto wie? Może uznała, że powinnaś to usły­szeć właśnie od niej.“I chyba o to chodzi, zważywszy twoją przemowę w gospo­dzie” - pomyślał.Natoli z zakłopotaniem wzruszyła ramionami.- Cóż.wracam do siebie.Wizyta w pałacu nie zwolni mnie od porannej wycieczki ze wszystkimi.- Dziękuję - powiedział Karal cicho, chwytając ją za rarnię, kiedy się odwracała.- Nie udałoby się nam bez ciebie.Elspeth miała rację; dokonałaś wiele dobrego i jeszcze wiele dokonasz.Podziwiam cię.Natoli zaczerwieniła się gwałtownie i odwróciła wzrok.- Ja.ja muszę iść! - powiedziała i wybiegła.Karal patrzył za nią jeszcze przez chwilę.Kiedy wracał do swych komnat, głowa pęczniała mu od myśli, których nie potrafił uporządkować.Był jednakże pewien jednego.Musi się przespać, mimo że ma tak wiele do przemyśle­nia.Prawdopodobnie będą to ostatnie spokojne chwile.ROZDZIAŁ CZTERNASTYNastępnego ranka wszystko wydało mu się snem.A jednak Ulrich wstał bardzo wcześnie i wyszedł zaraz po odwołaniu wszelkich swych spotkań; Karal poszedł na lekcję do Kerowyn, ale i ona wydawała się roztargniona i pozwoliła mu łatwo wygrać.Karal poczekał na odpowiednią chwilę i powiado­mił ją o zaniedbaniu strażnika.Po lekcji nie wiedział, co ze sobą począć.Ulrich miał waż­niejsze sprawy niż dyskusje i narady i wrócił do swej roli kapłana-maga, co pozostawiło jego sekretarza bez zajęcia.Mistrz pojawił się w porze obiadu, przełknął coś w pośpiechu i spytał, czy Karal nie zapomniał odwołać jego spotkań.- Tak, mistrzu - odparł Karal.- Czy mam jeszcze coś zrobić?- Właściwie nic - powiedział Ulrich.- Odpoczywaj; masz wolne popołudnie.Ja idę na konferencję z magami.Na razie jesteśmy na etapie dyskusji; umocniliśmy osłony i.ale o to mniejsza.Zrób sobie wolne.Z tymi słowami wyszedł, Karal zaś zaczął krążyć po komna­tach.Wreszcie dotarł do swej sypialni.Po raz pierwszy od długiego czasu miał wolną chwilę; poczuł się znów samotny - niespodziewanie ogarnęła go tęsknota za domem.Dotąd nie miał czasu myśleć o sobie; jeśli nie pracował, spotykał się z An'deshą, zdobywał wiedzę o Valdemarze i herol­dach - z biblioteki i od Floriana - później rozmawiał z Ulrichem o tym, czego się nauczył.Nie miał okazji porozmawiać z mistrzem o ostatnich wyda­rzeniach i niespodziewanie zaczęło go to niepokoić.Przysiadł na łóżku i wpatrzył się w ścianę, czując się nagle niepotrzebny.Nie było sensu szukać An'deshy - na pewno także poszedł na spotkanie magów.Natoli wykonywała swe zadania razem z in­nymi uczniami.Florian przypominał Altrę - nie szuka się Towarzysza, on sam przychodzi, kiedy chce.Karal nie był ma­giem ani jednym z błękitnych i po prostu nie umiał znaleźć sobie zajęcia.- Och, przestań się nad sobą użalać! - parsknął Altra, poja­wiając się znikąd i wskakując na łóżko.- Dotąd potrafileś zdobyć się na inicjatywę.Dlaczego nie miałbyś tego powtórzyć? Jesteś dorosły, Karalu, nie jesteś już nowicjuszem! Oczywiście, ze możesz znaleźć sobie jakieś pożyteczne zajęcie! Przecież je­steś pomocnikiem Ulricha, prawda?- Prawda, ale.- zaczął Karal, podskakując z zaskocze­nia na widok kota.- No to idź, pomagaj mu! Kto ma mu przypomnieć o śnie i jedzeniu? Czyż Solaris nie nakazala ci dbać o niego? Inni magowie są o wiele mlodsi, więc będą pracować, póki się nie zmęczą, Ulrich zaś z poczucia obowiązku będzie usiłował dotrzy­mać im kroku.Kto ma robić notatki? Nawet jeśli nie do końca zrozumiesz, o czym mówią, możesz to zapisać, prawda? - Altra z widocznym rozdrażnieniem machał ogonem.Karal kiwał głową, najpierw powoli, potem z coraz większym ożywieniem.Może nie odpędzą go, jeśli po prostu zjawi się przy drzwiach sali spotkań.Przecież był pomocnikiem Ulricha, a na konferencjach magów nikt chyba nie wcielał się w rolę sekre­tarza.- Poza tym to, czego się tam dowiesz, możesz przekazać Natoli i reszcie - dodał Altra, mrużąc oczy z chytrą miną.- Poszuki­wacze potrzebują tych informacji.Naprawdę nie mają pojęcia, jakimi prawami rządzi się magia, i im więcej im powiesz, tym lepiej wykonają swe zadania.Zgadza się?- Zgadza.- Karal wstał i pozbierał swe przyrządy do pisania.- Dziękuję, Altra.- Cała przyjemność po mojej stronie.- Ognisty kot znów poruszył ogonem, zeskoczył z łóżka - i zniknął, zanim dotknął podłogi.Karal zadrżał.Wolałby, żeby Altra odchodził poza zasięg jego wzroku, dopóki nie zniknie.Jego sztuczki zawsze go za­skakiwały.Karal wiedział, gdzie odbędzie się spotkanie - Ulrich o tym wspomniał.Nie w sali Rady, która mogła być potrzebna do innych celów, ale w komnatach gryfów, które były na tyle obszerne, by zapewnić im wygodę.Nigdy dotąd tam nie był, lecz z łatwością odnalazł pazia, który wiedział, gdzie mieszkają gryfy.Po drodze dziecko wyznało, że często bawiło się z młodymi gryfami.Karal potrząsnął głową ze zdziwieniem: rodzice zgo­dzili się, by ich dziecko przebywało w towarzystwie drapieżni­ków zdolnych odgryźć mu ramię? To oznaczało, że gryfy potrafią zdobyć zaufanie mieszkańców Valdemaru.Komnata mieściła się na końcu długiego korytarza, który wydał się Karalowi dziwnie znajomy.Wyglądał, jakby pierwot­nie służył innym celom - świadczyły o tym podwójne, rzeź­bione drewniane drzwi.Czyżby była to komnata audiencyjna? Zapukał lekko; zdziwił się, że to właśnie Ulrich otworzył mu drzwi.- Karal? - zdziwił się kapłan, rozpoznawszy gościa.Trzy­mał skrzydło drzwi, jakby chciał je zamknąć; zmarszczył brwi.- Czy nie mówiłem ci.- Nie macie nikogo, kto robiłby notatki, prawda? - prze­rwał Karal, zanim mistrz zdołał go zganić.- Nie macie posłań­ca, by wam coś przyniósł w razie potrzeby; musicie czekać na pazia.Nie macie nikogo, kto zatroszczyłby się o jedzenie i picie.Ja mogę to robić i, jak wiesz, mistrzu, nie będę zawadzał.- Do jego głosu wkradła się błagalna nuta.- Proszę.chcę wam pomóc.To nie obowiązek, to przyjemność.Twarz Ulricha rozpogodziła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl