[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.unosiÅ‚a siÄ™ nad podÅ‚ogÄ…?Ben poruszyÅ‚ gÅ‚owÄ… i stwierdziÅ‚, że ból jest chyba niecomniejszy.- Czasy, kiedy baliÅ›my siÄ™ ciemnoÅ›ci, już dawno minęły, tyczubku - zawoÅ‚aÅ‚.- Czyżby? - szydziÅ‚ Raynee, który obserwowaÅ‚ ich zSchultzheimerem na monitorze podÅ‚Ä…czonym do kamery wyposażonej wobiektyw czuÅ‚y na podczerwieÅ„; zasÅ‚oniÄ™ta odpowiednim filtremżarówka pod sufitem ciemnej sali zapewniaÅ‚a Å›wiatÅ‚o niezbÄ™dne dofunkcjonowania systemu zdalnej obserwacji.- W takim razie chybazapalÄ™ Å›wiatÅ‚o, hÄ™? - rzuciÅ‚ do mikrofonu.- Gdybym tego niezrobiÅ‚, moglibyÅ›cie jeszcze pomyÅ›leć, że lepiej wam byÅ‚o pociemku.- ZachichotaÅ‚.- Czy widzicie te dwie żółte plamki?- Po lewej - szepnÄ…Å‚ Charley.- Tak, widzimy - potwierdziÅ‚ Koda.- Co to? Lampki naWszystkich «wiÄ™tych? O kurwa!Raynee przekrÄ™ciÅ‚ wÅ‚Ä…cznik prÄ…du i salÄ™, w której leżeliKoda i Shannon, zalaÅ‚o przytÅ‚umione bÅ‚Ä™kitnawe Å›wiatÅ‚o - wy-starczajÄ…co jasne, by agenci mogli ujrzeć piÄ™ciometrowÄ… królewskÄ…kobrÄ™, a królewska kobra ich.Olbrzymi wąż czyhajÄ…cy sześć metrówdalej uniósÅ‚ nad podÅ‚ogÄ™ co najmniej półtora metra swego cielska,rozÅ‚ożyÅ‚ kaptur i ostrzegawczo syknÄ…Å‚.Ben i Charley ażpodskoczyli.W popÅ‚ochu wycofali siÄ™ pod Å›cianÄ™, jak najdalej odprzerażajÄ…cego gada.- Jak mówiÅ‚em, jeÅ›li chcecie stamtÄ…d wyjść, zacznijcie mówić- przypomniaÅ‚ im wesoÅ‚o Raynee patrzÄ…c, jak sunÄ… wzdÅ‚uż Å›ciany,uciekajÄ…c od agresywnej kobry broniÄ…cej swego terytorium.- Przecież wiesz, kim jesteÅ›my ty chuju zÅ‚amany! Powie-dzieliÅ›my ci! - wrzasnÄ…Å‚ Koda do oka widocznej teraz kamery.Cofali siÄ™, wciąż siÄ™ cofali nie chcÄ…c, żeby kobra zapÄ™dziÅ‚a ichdo rogu sali, która staÅ‚a siÄ™ raptem bardzo maÅ‚a i ciasna.- No dobrze, skoro tego chcecie.To Pilgrim zaprojektowaÅ‚ tÄ™ salÄ™.I wymyÅ›liÅ‚ rozgrywanÄ… tugrÄ™, za którÄ… tÄ™czowo rozmyta osobowość Rayneego wprostprzepadaÅ‚a.Jimmy chciaÅ‚ być pierwszym graczem.NalegaÅ‚ na to isiedziaÅ‚ w ciemnym pokoju przez caÅ‚Ä… godzinÄ™, czym piekielnie Rayneemu zaimponowaÅ‚.Cholernie mu zaimponowaÅ‚, bo w ciÄ…gusześćdziesiÄ™ciu minut straszliwy gad - Raynee widziaÅ‚ to namonitorze - przepeÅ‚znÄ…Å‚ obok nieruchomych nóg Pilgrima aż pięćrazy.W przeciwieÅ„stwie do Jimmy'ego, TÄ™cza nie wiedziaÅ‚, żenatura nie wyposażyÅ‚a kobry w organy czuÅ‚e na bodzce cieplne,jakimi obdarowaÅ‚a żmije, jej dalekie krewniaczki.-.Sprawdzimy, czy naprawdÄ™ nie boicie siÄ™ ciemnoÅ›ci.- Raynee wybuchnÄ…Å‚ gÅ‚oÅ›nym Å›miechem, przekrÄ™ciÅ‚ wÅ‚Ä…cznikprÄ…du i sala zatonęła w morzu czerni.Zatonęło w nim wszystko oprócz pary okrutnych, żółtychÅ›lepiów zawieszonych teraz poÅ›rodku aksamitnej nicoÅ›ci.ZlepiabyÅ‚y coraz bliżej.Metaliczny szczÄ™k zamka - Schultzheimer zaÅ‚adowaÅ‚ strzelbÄ™.Raynee odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ i nie widziaÅ‚, że Koda upadÅ‚ nagle nakolana przed Shannonem, który nie ustawaÅ‚ w wysiÅ‚kach, żebyuwolnić rÄ™ce z kajdanek.- Obserwuj Å›lepia i nie ruszaj siÄ™! - szepnÄ…Å‚ Ben manipulu-jÄ…c odrÄ™twiaÅ‚ymi palcami.- Mów, kiedy podpeÅ‚znie bliżej.- Kurwa, ona już jest blisko - odrzekÅ‚ Shannon drżącymgÅ‚osem.- Nie wiem, co knujesz, ale lepiej siÄ™ poÅ›piesz.- Jak blisko? - spytaÅ‚ Koda usiÅ‚ujÄ…c nie sÅ‚uchać szeleszczÄ…-cego odgÅ‚osu, jaki wydawaÅ‚o cielsko kobry sunÄ…cej po chropowatymbetonie.- Blisko, cholernie blisko, stary - szepnÄ…Å‚ Charley zahipno-tyzowany wahadÅ‚owymi ruchami paÅ‚ajÄ…cych wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… oczu, którerobiÅ‚y siÄ™ coraz wiÄ™ksze i wiÄ™ksze, coraz wyrazistsze.W sali rozbrzmiaÅ‚ echem gÅ‚os Rayneego:- No nie, panowie.Chyba siÄ™ tam nie modlicie! - TÄ™czaskierowaÅ‚ kamerÄ™ w dół, a rozbawiony Schultzheimer oparÅ‚ strzelbÄ™o biurko i przysunÄ…Å‚ krzesÅ‚o bliżej monitora.- PodnieÅ› nogÄ™! Teraz! - wrzasnÄ…Å‚ Koda.ZerwaÅ‚ siÄ™ z podÅ‚ogi, wykonaÅ‚ bÅ‚yskawiczny obrót i uzbrojonÄ…w but rÄ™kÄ… uderzyÅ‚ w żółte okrutne Å›lepia.UsÅ‚yszeli gwaÅ‚townysyk, podobny do syku szybko uchodzÄ…cego powietrza - kobrarozdziawiÅ‚a szeroko paszczÄ™ i zaatakowaÅ‚a.Zderzenie podeszwy ciężkiego buta z pyskiem królewskiegogada byÅ‚o tak silne, że Benowi zdrÄ™twiaÅ‚o caÅ‚e ramiÄ™.W tym samymmomencie Shannon wstaÅ‚ i wydaÅ‚ z siebie przerażajÄ…cy ryk, którycaÅ‚kowicie zagÅ‚uszyÅ‚ jÄ™kliwy szczÄ™k rozrywanego Å‚aÅ„cuchakajdanek.O krok od obezwÅ‚adniajÄ…cej paniki, wyprzedzajÄ…c dziaÅ‚aniemmyÅ›li - wiedziaÅ‚, że myÅ›leć nie ma odwagi - Koda chwyciÅ‚ plamÄ™ciemnoÅ›ci tuż pod dzikimi Å›lepiami i nagle stwierdziÅ‚, że miotasiÄ™ na betonie, rozpaczliwie Å›ciskajÄ…c grubÄ…, spuchniÄ™tÄ… szyjÄ™ niewiarygodnie silnego węża, by wieÅ„czÄ…ca jÄ… paszcza, uzbrojona wociekajÄ…ce Å›miertelnym jadem kÅ‚y nie zamknęła siÄ™ na żadnejczęści jego ciaÅ‚a.- Co tam siÄ™ dzieje, do kurwy nÄ™dzy?! - wrzasnÄ…Å‚ Raynee.Wciąż wlepiaÅ‚ wzrok w ekran monitora, gdy nagle Å›ciana dzielÄ…cago od spowitej ciemnoÅ›ciÄ… sali pÄ™kÅ‚a, rozleciaÅ‚a siÄ™ na kawaÅ‚ki,zasypujÄ…c gabinet wiszÄ…cÄ… na niej broniÄ… oraz odÅ‚amkami tynku igipsu.Przez olbrzymiÄ… wyrwÄ™ wpadÅ‚ do Å›rodka Shannon.Z jego oczubiÅ‚a wÅ›ciekÅ‚ość.Nie - biÅ‚a z nich obÅ‚Ä…kana furia.Zanim TÄ™cza i Schultzheimer zdążyli zareagować, ryczÄ…cy jakzwierzÄ™ Charley cisnÄ…Å‚ w Rayneego wielkim kawaÅ‚em tynku.CisnÄ…Å‚go jak bumerang i trafiÅ‚ mordercÄ™ prosto w twarz.Raynee runÄ…Å‚ nabiurko i klnÄ…c, wymachujÄ…c bezÅ‚adnie rÄ™kami i nogami, zwaliÅ‚ siÄ™na podÅ‚ogÄ™.Na widok szarżujÄ…cego Shannona Schultzheimer popadÅ‚ wchwilowe otÄ™pienie, ale zaraz siÄ™gnÄ…Å‚ po strzelbÄ™.SiÄ™gnÄ…Å‚ inatychmiast zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że nie zdąży, wiÄ™c zerwaÅ‚ siÄ™ zkrzesÅ‚a i kiedy Charley ruszyÅ‚ na niego wymachujÄ…c rozszczepionymsÅ‚upkiem wspornikowym zdruzgotanego przepierzenia, przyjÄ…Å‚postawÄ™ obronnÄ….Shannon wrzasnÄ…Å‚ dziko, Å›cisnÄ…Å‚ oburÄ…cz prawie dwumetrowysÅ‚upek, wziÄ…Å‚ potężny zamach i niczym katowskim toporem grzmotnÄ…Å‚nim w przedramiona Schultzheimera, którymi ten instynktownie siÄ™zasÅ‚oniÅ‚.Drewniany wspornik poszedÅ‚ w drzazgi, SchultzheimerupadÅ‚ za biurko, a Charley rzuciÅ‚ siÄ™ na niego jak rozjuszonytygrys.Tymczasem Raynee zdoÅ‚aÅ‚ już wstać.Z ust i z nosa pÅ‚ynęły mustrumienie krwi, w uniesionej rÄ™ce trzymaÅ‚ paskudny nóż.W tejsamej chwili przez wyrwÄ™ w gipsowej Å›cianie wpadÅ‚ do gabinetuprzerażony Koda, który wciąż Å›ciskaÅ‚ za Å‚eb wÅ›ciekle syczÄ…cÄ… izajadle walczÄ…cÄ… kobrÄ™.Zobaczyli siÄ™ w tym samym momencie, Raynee i Ben.Ben zrobiÅ‚bÅ‚yskawiczny unik.Gdy rÄ™ka TÄ™czy wykonaÅ‚a szybki, prawieniewidoczny ruch i cisnęła Å›miertelne ostrze, Koda byÅ‚ już napodÅ‚odze, gdzie miotaÅ‚ siÄ™ otoczony zwojami piÄ™ciometrowego gada.OdgÅ‚os gÅ‚uchego uderzenia i nóż utkwiÅ‚ gÅ‚Ä™boko w Å›cianie tuż nadjego gÅ‚owÄ….Raynee siÄ™gnÄ…Å‚ po drugi, lecz usÅ‚yszaÅ‚, a potem zobaczyÅ‚,jak gruby kark Roya Schultzheimera pÄ™ka z gÅ‚oÅ›nym trzaskiem podmiażdżącym naciskiem ramion Shannona.TÄ™cza wykrzywiÅ‚ zakrwawioneusta i w chwili, gdy Koda wstawaÅ‚ z rozwÅ›cieczonÄ… kobrÄ… owiniÄ™tÄ…wokół rÄ…k, zerwaÅ‚ z pobliskiej Å›ciany Å›redniowieczny topórwojenny o bÅ‚yszczÄ…cym szerokim ostrzu.Ale Raynee Bena nie widziaÅ‚. WyszczerzyÅ‚ spÅ‚ywajÄ…ce krwiÄ… zÄ™by, chwyciÅ‚ topór prawÄ… rÄ™kÄ…,uniósÅ‚ go za gÅ‚owÄ™ i wymierzyÅ‚ w niczym nie osÅ‚oniÄ™te plecyShannona [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl