[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I niewiele brakowało, żebyśmywszyscy zginęli.Gdybym go trafił, fiolka na pewno by sięrozbiła.Ale z drŚgiej strony i tak wiedziałem, że do tegodojdzie.- Cofnij się - spokojnie powiedział Scarlatti.Mówiłgłosem opanowanym, jakby prowadził rozmowę towa-_ rzyską.Za dzisiejszy występ zasługiwał na Oscara i w dal-_ szym ciągu napawał się swym aktorstwem.- Do końcakabiny.t Cofnąłem się.Scarlatti podszedł do miejsca, gdzie leżał_ mój pistolet, podniósł go, wetknął fiolkę do kieszeni, apotem lufami obu trzymanych w rękach pistoletów wskazał_= mi kabinę pilota._ - Teraz tam - rzekł.Ruszyłem naprzód.Kiedy mijałem Mary, spojrzała na__mnie i uśmiechnęła się zza woalki jasnych włosów, któreopadły jej na twarz Jej zielone oczy zachodziły łzami.Ja teżsię do niej uśmiechnąłem.Graliśmy jak prawdziwi aktorzy i___nawet Scarlatti nie mógłby zrobić tego lepiej.Nieprzytomny pilot leżał twarzą na przyrządach sterowni-czych.Zrozumiałem, skąd się wziął ten dziwny odgłos, jaki_oszedł mnie z kabiny, kied, y Mary krzyknęła na mój widok._ Nim Scarlatti sprawdził, dlaczego to zrobiła, postarał się, by¨.pilot mu nie przeszkadzał._ył to potężny mężczyzna o czar-ńych włosach.Zauważyłem, że widoczną część jego twarzypokrywała opalenizna.Z tyłu głowy, spod włosów na poty-_ łicy sączyła mu się cienkâ strużka krwi.- Siadaj - rozkazał mi Scarlatti, wskazując fotel drugiegopilota.- Ocuć go.- Niby jak, u licha? - spytałem opadająe na fotel pod_ lufami pistoletów.-- Nieźle mu przyłożyłeś.- Niezbyt mocno - powiedział.- Pośpiesz się.27fi 277Robiłem, co mogłem, Nie miałem wyboru.Potrząsałempilotem, delikatnie klepałem go po twarzy i przemawiałemdoń, ale Scarlatti musiał uderzyć gó mocniej, niż sądził.Zesmutkiem pomyślałem, że w takich warunkach nie miat zbytwiele czasu na dokładne wymierzenie siły ciosu.Terazzaczynał się niecierpliwić i denerwować jak kot - nieustanniespoglądał przez szybg w bramę hangaru, sądząc zapewne, żetam, w ciemnościach, kryje się pułk policji albo wojska.Przecież nie wiedział, jak bardzo prosiłem, wręcz błagałemGenerůła i Hardangera, żeby się zgodzili, abym pos_edł sam.Pozwalało mi to działać niepostrzeżenie i dawałó jedynąszansę uratowania Mary, a równocześnie w mniejszym stop-niu mogło sprowokować Scarlattiego do użycia szatańskiegówirusa.Tylko z wielkim trudem udało mi się ich przekonać.Po pięciu minutach moiclt żabiegów pilot poruszył się iocknął.Rzeczywiście okazał się tak silny, na jakiego wyglą-dał bo odzyskawszy prżytomność, natychmiast wściekle sięna mnie rzucił, a zorientował się, że zaatakował nie tegoczłowieka dopiero wówczas, gdy na karku poczuł brutalneuderzenie lufy pistoletu.Odwrócił głowę, poznał Scarlat-tiego i powiedział kilka słów, które nie pozostawiałyżadnych wątpliwości, że pilot urodził się po drugiej stronieMorza Irlandzkiego.Słowa te okazały się bardzo intere-sujące, lecz nie nadają się do druku.Pilot przerwał swąwiązankę, kiedy Scarlatti wcisnął mu lufę pistoletu w poli-czek.Scarlatti miał nieprzyjemny zwyczaj wciskanialudziom lufy w policzek, ale już był za stary, żeby go tegooduczyć.- Przygotuj się do startu - rozkazał pilotowi Scarlatti.-Natychmiast.- Do startu_ - zaprotestowałem.- Przecież on nie.możenawet chodzić, a co dopiero prowadzić helikopter.Scarlatti znów trącił pilota lufą.- Słyszałeś, co powiedziałem.Pośpiesz się.= Nie mogę.- Pilot był równocześnie potulny i wściekły.27XŚmigłowiec trzeba wyholować z hangaru.Tutaj nie mogęwłączyć silników Gazy spalinowe i przepisy.- Wypcha_ się swoimi prżepisami - prżerwał mu Scarlatti.- Ten hellkópter ma własny napgd i sam może stąd wyjechać.Myśliśz, baranie, że nie sprawdziłem? Bierz się do roboty.Pilot nie miał wyboru i dobrze o tym wiedział.Włączyłsilniki.Aż _ię skurczyłem od ich ogłuszającego ryku, któryodbijał się echem od metalowych ścian niewielkiego han-éaru.Pilot chyba też nie mógł znieść tego hałasu albo wie-_dział, że dłuższe przebywanie w nim jest szkodliwe.Wkażdym razie nie tracił czasu.Włączył oba wielkie wirniki,_ prześtawił skok łopat i żwolnił hamulce.Śmigłowiec zaczął_ kołować._ Pół minuty później byliśmy w powietrzu.Scarlatti, terazjuż spokojnie_szy, sięgnął do półki na bagaż i podał mi meta-lowe pudełko.Sięgnął tam ponownie i tym razem wyjął_ zwykłą siatkę o drobnych oczkach.- Otwórz pudełko i przełóż zawartość do siatki - powie-dział bez żadnych wyjaśnień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl