[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim znalazła klucze,za oknem ukazał się czyjś cień i matka otworzyła drzwi.Wyjrzałaniepewnie spoza nich.Jej oczy oŜywiły się.- Kathleen! Jak miło! Wchodź, kochanie!- Cześć, mamusiu.To dla ciebie.173Nastąpił niezgrabny rytuał całowania i obejmowania się, oglądaniakwiatów i prób prześlizgnięcia się do środka.W końcu drzwi zostały ztrudem zamknięte i matka poprowadziła Kitty do małej kuchni, gdzie naelektrycznej kuchence gotowały się ziemniaki, a przy stole siedział ojcieci czyścił buty.Wstał, nie wypuszczając z rąk szczotki i buta, pozwolił jejpocałować się w policzek i posadził ją na pustym krześle.- Kochanie, na ogniu stoi duszone mięso z cebulą i ziemniakami -powiedziała matka.- Będzie gotowe za pięć minut.- Och, to cudownie.Hura!- A więc.- Po chwili wahania ojciec połoŜył na stole szczotkę, a obokbut, podeszwą do dołu.Uśmiechnął się szeroko.- Jak się Ŝyje międzypuszkami z farbą?- W porządku.Nic szczególnego, ale uczę się.- A pan Pennyfeather?- Trochę osłabł.Nie za dobrze teraz chodzi.- Mój BoŜe.A jak idą interesy? Co najwaŜniejsze, czy masz klientówwśród magów? Czy oni malują?- Niewielu.- Na to powinnaś skierować swoją energię, dziewczyno.To stamtądpłyną pieniądze.- Tak, tato.Teraz staramy się pozyskać czarodziejów.Jak tam w pracy?- Och, no wiesz, w Wielkanoc miałem ogromną sprzedaŜ.- Wielkanoc była całe miesiące temu, tato.- Biznes idzie powoli.Co z herbatą, Margaret?- Nie przed obiadem.- Matka krzątała się przy dodatkowym nakryciu,które z wielką troską ustawiała przed Kitty.- Wiesz - powiedziała - nierozumiem, dlaczego nie mieszkasz u nas.To niedaleko.A wyszłoby citaniej.- Czynsz nie jest wysoki, mamo.- Tak, ale jedzenie i w ogóle.Musisz na to wiele wydawać, a mymoglibyśmy gotować dla ciebie.Tracisz pieniądze.- Hm.- Kitty podniosła widelec i w roztargnieniu postukała nim w stół.- Jak tam pani Hyrnek? - zapytała.- A Jakob, widzieliście go ostatnio?Matka w wielkich rękawicach kuchennych klęczała przed piecem.Zzadrzwiczek buchnęło rozgrzane powietrze przesycone zapachem przypra-174wionego mięsa.Jej głos nabrał dziwnej barwy, gdy włoŜyła głowę dośrodka.- Jarmilla ma się nieźle - powiedziała.- Jakob, jak wiesz, pracuje uswojego ojca.Nie widuję go.Nie wychodzi.George, mógłbyś podaćdrewnianą tacę? To jest bardzo gorące.O właśnie.Teraz odsącz ziemnia-ki.Powinnaś go odwiedzić, kochanie.Ucieszy się z towarzystwa, bieda-czek.Szczególnie z twojego.To wstyd, Ŝe go nie odwiedzasz.Kitty nachmurzyła się.- Nigdy tak nie mówiłaś, mamo.- Tamto było dawno temu.Teraz jesteś znacznie powaŜniejsza.Och,Jarmilla mówi, Ŝe babcia zmarła.- Co? Kiedy?- Jakoś tak w ubiegłym miesiącu.Nie patrz tak na mnie - gdybyś nasczęściej odwiedzała, wiedziałabyś o tym wcześniej, prawda? ChociaŜ niesądzę, Ŝeby cię to tak bardzo interesowało.Och, wyjmij je łyŜką, George.Bo wystygną.Ziemniaki były rozgotowane, ale gulasz doskonały.Kitty posilała sięŜarłocznie i ku zadowoleniu matki zjadła dokładkę, zanim rodzice uporalisię ze swoimi porcjami.Potem, kiedy matka mówiła jej o ludziach,których dziewczyna nigdy nie spotkała albo nie pamiętała, Kitty rozsiadłasię i dotykając małego gładkiego i cięŜkiego przedmiotu w kieszenispodni, zatopiła się w myślach.Wieczór po rozprawie był dla Kitty bardzo nieprzyjemny.Najpierwmatka, potem ojciec wylali na nią całą swoją wściekłość z powodu kon-sekwencji jej uczynku.Kitty na próŜno przypominała im o swojej nie-winności, o nikczemności Juliusa Tallowa.Na próŜno zaklinała się, Ŝejakoś zdobędzie sześćset funtów potrzebnych, by zapłacić grzywnę.Ro-dzice byli niewzruszeni.Ich argumenty sprowadzały się do kilku wy-mownych punktów: Po pierwsze, nie mają pieniędzy.Po drugie, będąmusieli sprzedać dom.Po trzecie, jest głupim, aroganckim bachorem,skoro rzuciła wyzwanie magowi.Po czwarte, czy wszyscy jej nie powta-rzali, Ŝeby tego nie robiła? I wreszcie, po piąte, nie posłuchała ich, zatem(po szóste) co mają teraz zrobić?Potyczka skończyła się tak, jak moŜna było się spodziewać.Matkaszlochała, ojciec się wściekał, a Kitty rozzłoszczona pobiegła do swojego175pokoju.Dopiero tam, kiedy siedziała na łóŜku i gapiła się na ścianę, przy-pomniała sobie starego człowieka, pana Pennyfeathera i jego dziwnąofertę pomocy.Wypadł jej całkowicie z pamięci podczas sprzeczki, ateraz, gdy była zdenerwowana, a w myślach miała zamęt, wydawał się jejcałkiem nierealny.Odrzuciła mysi o nim.Matka, która przyniosła jej po kilku godzinach herbatę na znak pojed-nania, zastała drzwi zaklinowane krzesłem podstawionym pod klamkę odwewnątrz.Mówiła przez cienką sklejkę drzwi:- Zapomniałam coś ci powiedzieć, Kathleen.Jakob wyszedł ze szpitala.Dziś rano przyjechał do domu.- Co?! Dlaczego nie powiedzieliście? - Krzesło zostało błyskawicznieusunięte.Zaczerwieniona twarz wyglądała spod grzywy niesfornych wło-sów.- Muszę go zobaczyć.- Nie sądzę, Ŝeby to było moŜliwe.Lekarze.Ale Kitty juŜ nie było.Siedział na łóŜku w nowiutkiej, niebieskiej piŜamie, która nadal miałazaprasowane zagięcia na rękawach.Szaroczarne dłonie trzymał na po-dołku.Szklana waza z nietkniętymi winogronami stała na stoliku.Naoczach miał dwa jaskrawe białe koła gazy, a na głowie odrastał mu krótkijeŜyk.Twarz miał taką, jak zapamiętała, naznaczoną straszliwym nalotemszarości i czerni.Gdy weszła, uśmiechnął się leciutko i trochę krzywo.- Kitty! Szybko przybywasz.DrŜąc zbliŜyła się do łóŜka i wzięła go za rękę.- Skąd.skąd wiedziałeś, Ŝe to ja?- Bo nikt inny nie wchodzi po schodach jak słoń samotnik.Z tobąw porządku?Spojrzała na swoje białe, nienapiętnowane dłonie.- Tak, wszystko w porządku.- Słyszałem o tym.- Starał się utrzymać uśmiech na twarzy, ale niebardzo mu się to udawało.- Miałaś szczęście.Cieszę się.- Tak.Jak się czujesz?- Och, wykończony.Chory.Jak kawałek wędzonego boczku.Skóramnie boli, kiedy się ruszam.I swędzi.Mówią, Ŝe to wszystko przejdzie.Ioczy mi wydobrzeją.176Kitty poczuła przypływ ulgi.- To wspaniale! Kiedy.?- Kiedyś.Nie wiem.Nagle zrobił się jakby zmęczony, poirytowany.-Mniejsza o to.Powiedz mi, co jest grane.Słyszałem, Ŝe byłaś w sądzie.Opowiedziała mu całą historię, poza spotkaniem z panemPennyfeatherem.Jakob siedział wyprostowany na łóŜku.Pozwany, ozasmolonej twarzy.Na koniec westchnął.- Ale ty jesteś głupia, Kitty - powiedział.- Dziękuję.- Oderwała kilka gron z kiści i wepchnęła je Ŝarłocznie wusta.- Moja mama mówiła ci, Ŝebyś tego nie robiła.Powiedziała.- I ona, i wszyscy inni.Oni mają rację, a ja tak bardzo się mylę.-Wypluła pestki na dłoń i wyrzuciła do kosza przy łóŜku.- Wierz mi, jestem ci wdzięczny za to, co chciałaś zrobić.Przykro mi.Ŝe cierpisz teraz z mojego powodu.- śaden problem.Znajdziemy pieniądze.- Wszyscy wiedzą, Ŝe sądy są ustawione.Nie to się liczy, co zrobiłaś,ale to, kim jesteś i kogo znasz.- W porządku! Nie mówmy o tym.- Kitty nie była w nastroju dowysłuchiwania kazań.- Nie będę.- Uśmiechnął się i udało mu się to trochę lepiej niŜ napoczątku.- Mogę wyczuć przez bandaŜe, Ŝe się chmurzysz.Przez chwilę siedzieli w milczeniu.Wreszcie odezwał się Jakob.- Tak czy inaczej, nie myśl, Ŝe Tallowowi ujdzie to na sucho.- Potarł siępo twarzy.- Nie trzyj.Co masz na myśli?- AleŜ to swędzi! To, Ŝe są inne sposoby niŜ sądy.- Na przykład jakie?- Ach! Niedobrze.Będę musiał usiąść na rękach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl