[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuł moc.Poczuł, jak wzbiera w nim i potężnieje, by w końcu niczym iskra przeskoczyć na stojącego przed nim mężczyznę.Chłopak zachwiał się na nogach i przyłożył dłoń do pobladłego nagle czoła.- Kim jesteś? - zapytał słabo.Zamiast odpowiedzi postąpił krok bliżej.Zataczając się chłopiec ominął go szerokim łukiem i po chwili zniknął za zakrętem.Dopiero wtedy pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech.Nie ma potrzeby iść dalej.Królowa miała rację.Kontynuując swą pielgrzymkę, ruszył w stronę leżących na południu wzgórz, za którymi wciąż jeszcze tętniło życie.Jego krokom towarzyszyła rozpięta na niebie tęcza.Po upływie tygodnia wciąż nie był pewien, czy Malacar zaproponuje mu udział w kolejnej wyprawie.Jakaś decyzja będzie jednak musiała zostać podjęta.To oczywiste, sądząc po czynionych przez Malacara przygotowaniach.Sprawiał wrażenie, że wyruszy w drogę za dzień lub dwa.Często zastanawiał się, jaka właściwie informacja była motorem tego niespodziewanego działania.Ale nie odważył się zapytać o to wprost - wciąż jeszcze nie był wprowadzony w tajemnice swego byłego dowódcy.Jackara nie miała tego typu zahamowań.Z niejasnych powodów wzbudzało to nawet jego zazdrość.W ubiegłym tygodniu powziął swe własne, milczące postanowienie.Teraz wszystko zależało od Malacara.Pragnął towarzyszyć mu w imię powracającego gniewu i lekkiego poczucia winy.Analizując te uczucia, coraz bardziej umacniał się w przekonaniu, iż pojawiły się one owej nocy, kiedy to ujrzał i utrwalił marzenie Malacara.Zresztą, samo źródło nie było ważne.Chciał, by ufano mu w takim samym stopniu, jak Jackarze.Być może poleje się nawet krew jak niegdyś.Ale to nic.Czuł, jak powraca powoli stara nienawiść.Ale dokąd on się wybiera? I w jakim właściwie celu? Mor - win regularnie słuchał serwisów informacyjnych, nie dawały one jednak najmniejszej bodaj wskazówki, gdzie Malacar ma zamiar przeprowadzić swą kolejną operację typu "uderzenie i odskok".Oczywiście, mogła to być informacja uzyskana z nie całkiem legalnego źródła - na przykład od jednego z sympatyków w CL.Lecz skądkolwiek pochodziła, Morwin na widok zaaferowanego komandora odczuwać zaczął wzrastającą szybko irytację.Uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją, przypominając sobie, w jaki sposób wystrychnął go wczoraj na dudka.Razem z Jackarą znajdował się na tarasie obserwacyjnym, wyjaśniając jej, w jaki sposób zarabia właściwie na życie.Malacar zjawił się tam zupełnie nieoczekiwanie.Na zewnątrz unosił się olbrzymi, przypominający srebrny świecznik statek Service.Tkwił w miejscu, w którym najbardziej szalony nawet pilot nie odważyłby się lądować - na samym obrzeżu gorejącego wulkanu.Malacar na jego widok wytrzeszczył oczy, kilkoma susami przemierzył taras i dopadł konsoli sterowania bronią.Morwin nie widział samego startu rakiet, wyczuł jednak drżenie, gdy opuszczały wyrzutnię.Gdy odwrócił wzrok od komandora i wyjrzał na zewnątrz, statek niczym dymek z papierosa rozwiewał się właśnie w powietrzu.Rozłożył bezradnie ręce.Jackarą roześmiała się głośno.- Tam nic nie ma! - wrzasnął Malacar.- Tak, sir.To moja wina.Przepraszam - usprawiedliwiał się Morwin.- Pokazywałem właśnie Jackarze, w jaki sposób tworzę moje kule marzeń.Statek, do którego pan strzelał, był jedynie wywołanym przeze mnie wyobrażeniem.Malacar warknął coś pod nosem i odwrócił się w stronę dziewczyny:- Jackaro, chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział, po czym oboje wyszli.Przy kolacji Malacar żartował już ze swej pomyłki.Morwin jednak wcale nie był pewny, czy śmiech ten jest rzeczywiście szczery.- Panie Morwin.?- Słucham, Shind?- Komandor zamierza panu zaproponować, by towarzyszył nam pan w podróży, w którą udajemy się jutro po południu.- Dokąd?- Stanęliśmy przed wyborem jednego z dwu światów - Cle - ech albo Summit.Z pewnych powodów wybrał Summit.- Co będziemy tam robić?- Będzie to swoista operacja werbunkowa.Powie panu o niej tyle, ile uzna, że powinien pan wiedzieć.- Jeżeli mam wyruszyć razem z wami, powinienem wiedzieć o niej wszystko.- Proszę.To nie jest zaproszenie.Mam nadzieję, że nie dowie się, iż komunikowałem się z panem w tej sprawie.- A więc o co w tym wszystkim chodzi?- Zasięgał mojej opinii, czy będzie pan pomocny na tej wyprawie.- I czy można mi ufać, jak przypuszczam.- Właśnie.Odpowiedziałem twierdząco.Jestem świadomy pańskich wskrzeszonych uczuć.- Dzięki za dobre słowo.- Jednak nie tylko uczucia skłoniły mnie do pańskiej rekomendacji.- Cóż zatem?- Czuję, iż tym razem będzie mu potrzebna wszelka możliwa pomoc, jaką zdoła uzyskać.Staram się mu ją zapewnić.- Jakieś kłopoty?- Proszę to nazwać przeczuciem, jeżeli pan chce.- Dobrze, zapomnę o lej rozmowie.Kto jeszcze jedzie?- Jackara.Ja.- A więc jeżeli pojadę, będę gotowy pomóc.O ile zajdzie taka potrzeba.- Właśnie.Zatem dobrego dnia.- Nawzajem.Rozejrzał się, nie dostrzegł jednak nikogo.Gdzie podział się ten stwór? Rozmowy z Shindem w taki właśnie sposób zawsze napawały go lekkim niepokojem.Nagle przyszło mu do głowy, iż przez cały ten czas Shind znajdować się mógł w zupełnie innej części twierdzy, a nawet u boku samego Malacara.Splótł ręce za plecami i pogrążył się w rozmyślaniach."Shind ma rację.Tym razem nie będzie to typowa operacja Malacara.Jak do tej pory nie padło ani jedno słowo o zamierzonych zniszczeniach.Lecz Shind wydaje się wyczuwać o wiele poważniejsze niebezpieczeństwo.Jeżeli nie mogę być zblazowanym próżniakiem czy dobrym artysta, mogę okazać się całkiem przyzwoitym asystentem ostatniego wojownika galaktyki.Czyż nie byłoby zabawne, gdyby w tej chwili nad twierdzą pojawiła się prawdziwa jednostka Service, a Malacar pomyślałby, że to kolejna iluzja? Z pewnością nie dotknąłby nawet swej konsoli.A czyja miałbym dość siły, by to zrobić? Czy po tych wszystkich latach zdobyłbym się, by ich zniszczyć? Sam już nie wiem.To dziwne, ale nawet komandor w pierwszej chwili wydawał się być zdezorientowany.Przypuszczam, że w innych okolicznościach pozwoliłby im wylądować, a nawet wysłuchałby ich.To, co planuje, musi być rzeczywiście niezwykłe.Prawdopodobnie wystrzeliłbym, a potem jednak żałowałbym do końca życia.Ciekawe, jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać Jackara.Czy śpi z komandorem? Czy zna wszystkie szczegóły tego, co ma się dopiero rozegrać? Trudno powiedzieć.A może to jego krewna? Na przykład córka.To wcale nie jest takie niemożliwe.Bardzo rzadko opowiada o swym życiu osobistym i nigdy jeszcze nie słyszałem, by choć słowem wspominał o krewnych.Dziwna dziewczyna - na przemian cyniczna i wrażliwa, a w dodatku nigdy nie wiadomo, w jakim jest właśnie nastroju.I bardzo ładna.Dobrze byłoby wiedzieć, kim jest.Zapytam ją o to.później".Jeszcze tego samego wieczoru, po zakończonej kolacji Malacar pieczołowicie skrzyżował na swym talerzu sztućce i zapytał:- Czy chce pan towarzyszyć nam w podróży na Summit?Morwin skinął głową.- Dlaczego akurat Summit? - zapytał po chwili milczenia.- Tam jest mężczyzna, którego szukam - odparł Malacar.- Człowiek, który mógłby nam pomóc.A przynajmniej sądzę, że się tam znajduje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl