[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale wcale mnie to niedziwi.Masz coś jeszcze?Zostały mi dwa dokumenty, między innymi streszczenie tego, co pan Sayle powiedziałw sądzie.Najwidoczniej posiłkował się notatkami.Na drugiej kartce był fragment kodeksudotyczący opieki prawnej.Wspominano w nim o sprawie R przeciwko Ellis rozpatrywanejprzez Sąd Najwyższy, który jeśli dobrze zrozumiałam, orzekł, że zasady, którymi kieruje sięsędzia pokoju, wyznaczając opiekunów prawnych, mogą się różnić w zależności od wiekudziecka, co i tak wydawało mi się dość oczywiste.Powoli wróciliśmy do domu.- Co teraz zrobisz? - zapytał Homer.- %7łebym to ja wiedziała.Będę dalej próbowała porozmawiać z mamą Fi i zapytać ją,co o tym sądzi.- Może zapytasz tatę Bronte?- Bronte? Tej ze szkoły? Jej rodzice służą w wojsku, prawda?- Tak, ale jej tata jest tam prawnikiem.- Poważnie? Dobra.Może ją zagadnę w poniedziałek. Rozdział 25Tata Bronte trochę mnie zaskoczył.Przede wszystkim był naprawdę młody wporównaniu z rodzicami moich przyjaciół.W porównaniu z moimi rodzicami.Trudno było się z nim umówić na spotkanie.Nie przypuszczałam, że major to aż takważna osobistość, ale kiedy w końcu się do niego dostałam, byłam dość zestresowana.System bezpieczeństwa w bazie działał na pełnych obrotach.Tak jak wtedy, kiedy za kółkiemautobusu wiozącego nas ze szkoły do domu siadał pan King.Na początku major Gisborne był niezbyt przyjazny.Nie, nie mówię, że byłnieprzyjazny, po prostu zachowywał się tak, jakby nie miał czasu na tego typu sprawy.Zresztą od początku czułam się tam niezręcznie, bo zanim weszłam, musiałam ze dwadzieściasześć razy odpowiedzieć na pytania uzbrojonych mężczyzn i kobiet oraz stać i czekać,podczas gdy oni wydzwaniali do siebie nawzajem, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście jestemumówiona.W końcu dotarłam do największego budynku: betonowego hangaru wielkości polowyWirrawee, gdzie porozmawiałam z majorem Gisborne em w pomieszczeniu wielkości pralki.%7łycie jest pełne kontrastów - i właśnie za to je kocham.Nie było żadnych pogaduszek, major zapytał tylko:- Masz jakieś papiery? Spójrzmy na nie.Potem siedziałam i zastanawiałam się, czym mogłabym się zająć, w czasie kiedy onczytał.Miałam do wyboru przyglądanie się grubej drucianej siatce w oknie, okrągłej lampiewiszącej na długim sznurze, zadrapaniom na starym brązowym biurku albo wiszącemu naścianie plakatowi zatytułowanemu  Procedura ewakuacji.Ostatnio wszędzie wisiały takieplakaty, ale zobaczenie jednego z nich w bazie wojskowej z jakiegoś powodu wydało mi sięzabawne.Myślałam, że żołnierze wiedzą, jak nałeży się ewakuować, i nie potrzebują do tegoplakatów jak reszta z nas.Major Gisborne wyjął następną kartkę z wewnętrznej kieszeni kurtki wojskowej.Poznałam streszczenie, które napisałam dla Bronte, przedstawiając wszystko, co wydarzyłosię od śmierci rodziców.Bronte prosiła mnie o zwięzłość:  Mój tata mówi, że adresgettysburski składał się z dwustu siedemdziesięciu dwóch wyrazów, więc nie ma potrzeby,żeby inne pisma zawierały ich więcej. Długi ten adres - powiedziałam.- W jakim tostanie? Okazało się jednak, że adres gettysburski był słynnym przemówieniem wygłoszonym przez Abrahama Lincolna, i Bronte wiedziała tylko, że zawierał słowa:  rządy narodu, przeznaród i dla narodu.Major Gisborne przeczytał moje streszczenie, co zajęło mu następne trzy albo czteryminuty.Tym razem patrzyłam na czubek jego głowy, próbując policzyć rosnące tam włosy.Jak na faceta o wyglądzie dwudziestolatka major miał sporą łysinę.Nagle podniósł głowę i zauważył, że się na niego gapię.- Podsumujmy - powiedział, patrząc na mnie znad krawędzi okularów.- Chciałaś,żeby twoim opiekunem prawnym zostali sąsiedzi, ale sąd wyznaczył zamiast nich wykonawcętestamentu, do którego nie pałasz sympatią.Byłam już trochę czerwona, a teraz zarumieniłam się jeszcze bardziej.W takim ujęciuto wszystko brzmiało żałośnie.- No, w sumie tak, ale kiedy te materiały wpadły mi w ręce, okazało się, że miałamrację.- To dowody uzyskane w nielegalny sposób - odparł.- Niedopuszczalne w sądzie.- Jak to?- Otworzyłaś teczkę swojego adwokata, wyjęłaś z niej dokumenty, a potemskopiowałaś je, używając jego papieru i tuszu w jego drukarce zasilanej jego prądem.Tokradzież.Może ci się to wydawać niemądre, ale sądom zdarzało się skazywać ludzi zakradzież dwóch kartek albo prądu wartego kilka centów, kiedy nie mogły zarzucićoskarżonym niczego innego.- Naprawdę?- Na przykład jeśli pracownik kradnie pomysł pracodawcy, ale w takiej sytuacji niemożna zastosować żadnych przepisów, istnieje możliwość ukarania złodzieja za kradzieżkartek, na których wydrukował ten pomysł.A wtedy pracodawca dostaje zadośćuczynienie.Trochę mnie zamurowało.- Nie chcę, żeby mnie aresztowano za kradzież kilku kartek.Po raz pierwszy się uśmiechnął.- Nie przypuszczam, żebyś była na liście najbardziej poszukiwanych przestępców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl