[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przysunąłem mu krzesło i sam usiadłem.- Może powie mi pan teraz, czego sobie życzy ode mnie? - spytałem, kiedy się widocznie uspokoił.- Pomocy - mruknął.- Wsparcia - nie, nie jałmużny.Niech to będzie.niech się to nazywa zaliczką na udział w przyszłych zyskach.Wehikuł czasu.rozumie pan chyba sam.- nie dokończył.- Tak - odparłem.- Przypuszczam, że potrzebna jest panu suma raczej znaczna?- Bardzo znaczna.Widzi pan - w grę wchodzą wielkie ilości energii, ponadto celownik czasowy - aby przenoszone ciało dotarło dokładnie do tej chwili, w której pragniemy je ulokować - wymaga jeszcze długotrwałych prac.- Jak długo? - poddałem.- Co najmniej rok.- Dobrze - odparłem.- Rozumiem.Tylko, widzi pan: musiałbym poszukać.pomocy osób trzecich.Po prostu mówiąc, finansistów.Nie miałby pan chyba nic przeciw temu.- Nie,.oczywiście, że nie - odparł.- Dobrze.Zagram z panem w otwarte karty.Większość ludzi na moim miejscu przypuszczałaby - po tym, co mi pan pokazał - że ma do czynienia z trikiem, ze zręcznym oszustwem.Ale ja panu wierzę.Wierzę panu i zrobię, co będę mógł.To zajmie mi oczywiście trochę czasu.W tej chwili jestem bardzo zajęty, poza tym - będę musiał zasięgnąć rady.- Fizyków? - rzucił.Słuchał mnie z najwyższym napięciem.- Nie, skąd.Widzę, że pan ma uraz na tym punkcie - proszę nic nie mówić.O nic nie pytam.Rada będzie mi potrzebna dla wybrania najwłaściwszych ludzi, którzy byliby gotowi.Urwałem.I jemu w tejże chwili musiała zaświtać ta sama myśl, co mnie, oczy rozbłysły mu.- Panie Tichy - powiedział - nie musi pan zasięgać niczyjej rady.ja sam powiem panu, do kogo ma się pan udać.- Z pomocą swojej maszyny, tak? - dorzuciłem.Uśmiechnął się triumfalnie.- Oczywiście! Że przedtem na to nie wpadłem.jakiż ze mnie osioł.- A pan już poruszał się w czasie? - spytałem.- Nie.Maszyna działa dopiero od niedawna, od zeszłego piątku, wie pan.Wysłałem tylko kota.- Kota? I co - wrócił?- Nie.Przesunął się w przyszłość - mniej więcej o pięć lat; skala nie jest jeszcze dokładna.Precyzja w ustaleniu momentu zatrzymania się w czasie wymaga wybudowania dyferencjatora, który koordynowałby wichrujące się pola.Tak, jak jest, desynchronizacja powodowana kwantowym efektem tunelowania.- Nie rozumiem, niestety, nic z tego, co pan mówi - powiedziałem.- Ale dlaczego pan sam nie próbował?To wydało mi się dziwne, żeby nie powiedzieć więcej.Molteris zmieszał się.- Zamierzałem, ale.widzi pan.ja.mój gospodarz wyłączył mi elektryczność.w niedzielę.Jego twarz, a właściwie jej normalna prawa połowa pokryła się szkarłatnym rumieńcem.- Zalegam z komornym i dlatego.- bełkotał.- Ale naturalnie.zaraz.Tak, pan ma słuszność.Ja to - zaraz.Wejdę tu, widzi pan? Uruchomię aparat i.znajdę się w przyszłości.Dowiem się, kto sfinansował przedsięwzięcie - dowiem się nazwisk tych ludzi, dzięki temu będzie pan mógł natychmiast, bez zwłoki.Mówiąc to, rozsuwał już na boki przegrody dzielące wnętrze aparatu na części.- Czekaj że pan - powiedziałem - nie, tak nie chcę.Przecież nie będzie pan mógł wrócić, skoro aparat zostanie tu, u mnie.Uśmiechnął się.- Ach, nie - odparł.- Będę podróżował w czasie razem z aparatem.To jest możliwe - on ma dwa rozmaite nastawienia.Tu, ten wariometr, widzi pan.Jeżeli wysyłam coś w czasie, a chcę, żeby aparat został, to ogniskuję pole do tej małej przestrzeni pod klapą.Ale jeśli chcę sam przesunąć się w czasie, to rozszerzam pole, aby ogarniało cały aparat.Tylko pobór mocy będzie większy.Iluamperowe ma pan bezpieczniki?- Nie wiem - powiedziałem - ale obawiam się, że nie wytrzymają.Już przedtem, kiedy pan tę książkę.ekspediował, światła przygasły.- To drobiazg - rzekł - zmienię stopki na mocniejsze, jeśli pan naturalnie pozwoli.- Proszę.Zabrał się do dzieła.Jego kieszenie zawierały koncentrat elektrotechnicznego warsztatu.Po dziesięciu minutach był gotów.- Wyruszam - rzekł wróciwszy do pokoju.- Myślę, że powinienem przesunąć się co najmniej o trzydzieści lat.- Aż tyle? Dlaczego? - spytałem.Staliśmy przed czarnym aparatem.- Za kilka lat będą znali rzecz fachowcy - odparł - ale za ćwierć wieku już każde dziecko - w szkole będą tego uczyli i nazwisk ludzi, którzy przyczynili się do urzeczywistnienia sprawy, będę się mógł dowiedzieć od pierwszego lepszego przechodnia.Uśmiechnął się blado, potrząsnął głową i obiema nogami wstąpił do wnętrza aparatu.- Światła skoczą - powiedział - ale to nic.Bezpieczniki wytrzymają na pewno.Natomiast.z powrotem może być pewien kłopot.- Jak to?Spojrzał na mnie bystro.- Czy nie widział mnie pan tu kiedyś?- Co pan mówi? - Nie zrozumiałem.- No.czy wczoraj, albo przed tygodniem, przed miesiącem.a choćby przed rokiem nawet.nie widział mnie pan? Tu, w tym kącie, czy nie pojawił się nagle człowiek, stojący, jak ja, obiema nogami w takim aparacie?- A! - zawołałem - rozumiem.pan się obawia, że powracając, może się pan cofnąć w czasie nie do chwili obecnej, ale minąwszy ją, zatrzyma się pan gdzieś, w minionej przeszłości, co? Nie - nigdy pana nie widziałem.Co prawda, wróciłem z podróży przed dziewięcioma miesiącami; do tego czasu dom był pusty.- Zaraz.- rzekł.Namyślał się głęboko.- Sam nie wiem.- powiedział wreszcie.- Przecież gdybym tu był kiedyś - powiedzmy, kiedy dom był, jak pan mówi, pusty, to i ja powinienem o tym wiedzieć, pamiętać to - nie?- Bynajmniej - odparłem żywo - to jest paradoks pętli czasu; pan był wtedy gdzieś indziej i robił to coś innego - pan, z owego okresu; natomiast niechcący wejść w ten miniony czas może pan z chwili obecnej, z teraźniejszości.- No - powiedział - w końcu to nie takie znów ważne.Jeżeli nawet cofnę się zbyt daleko wstecz, to zrobię poprawkę.Najwyżej sprawa się odrobinę przedłuży.To w końcu pierwsze doświadczenie, muszę poprosić pana o cierpliwość.Pochylił się i nacisnął pierwszy guzik.Światła od razu siadły; aparat wydał słaby, wysoki ton, jak uderzona szklana pałeczka.Molteris podniósł rękę w geście pożegnania, a drugą dotknął czarnej rączki, prostując się zarazem.Kiedy się tak prostował, światła lamp na nowo zapłonęły pełnym blaskiem i ujrzałem, jak jego postać się zmienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl