[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po paru minutach pojawiła się Alison, wtykając koszulę w dżinsy i mrużąc oczy od słońca.Podzieliliśmy się z pasterzem resztką sucharów i pomarańczy, zrobiliśmy ostatnich parę zdjęć.Cieszyłem się z jego obecności.W oczach Alison wyczytałem pewność, że wróciliśmy do naszych dawnych stosunków.Ona przełamała lody, ja powinienem wskoczyć do przerębli.Pasterz wstał, uścisnął nam ręce i odszedł z tymi swoimi złymi psami.Alison wyciągnęła się w słońcu na wielkim płaskim głazie, który służył nam za stół.Dzień był znacznie mniej wietrzny, kwietniowa pogoda, oślepiająco błękitne niebo.W oddali dźwięczały dzwoneczki owiec, gdzieś wysoko nad nami śpiewał jakiś ptak głosem przypominającym skowronka.- Chciałabym, żebyśmy mogli zostać tu na zawsze.- Muszę oddać do garażu auto.- Mówię tylko, czego bym chciała.- spojrzała na mnie: - Usiądź koło mnie - poklepała skałę obok.Wpatrywała się we mnie tymi swoimi szarymi oczyma, które wyglądały tak niewinnie.- Wybaczyłeś mi?Nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek, a ona objęła mnie ramionami tak, że niemal na niej leżałem i w tej pozycji odbyliśmy rozmowę szepcząc sobie do ucha.- Powiedz, że chciałeś tego.- Chciałem.- Powiedz, że mnie jeszcze trochę kochasz.- Jeszcze cię trochę kocham.- Uszczypnęła mnie.- Bardzo trochę.- I wyzdrowiejesz.- Mmm.- I nigdy już nie będziesz się zadawał z tymi ohydnymi dziwkami.- Nigdy.- To idiotyzm, skoro możesz mieć to darmo.Plus miłość.- Wiem.Wpatrywałem się w jej włosy na tle skały, były o cal od moich oczu i starałem się zmusić do wyznania.Ale nagle wydało mi się ono czymś w rodzaju nadeptania na kwiat tylko dlatego, że człowiekowi nie chce się go ominąć.Chciałem wstać, ale ona przytrzymała mnie za ramiona i musiałem spojrzeć jej w oczy.Przez chwilę wytrzymywałem jej wzrok, potem odwróciłem się i usiadłem tyłem do niej.- Co się stało?- Nic.Zastanawiam się tylko, jaki to podstępny bóg sprawił, że takie miłe dziecko jak ty, widzi coś w takim draniu jak ja.- Coś mi się przypominało.Hasło krzyżówki.Natknęłam się na nie parę miesięcy temu.Jesteś gotów? - Skinąłem głową.- “Lepsza cząstka Nicholas.Nie po kolei”.sześć liter.Zastanowiłem się chwilę, nim wpadłem na trop, i uśmiechnąłem się do niej.- Czy hasło kończyło się kropką, czy znakiem zapytania?- Moimi łzami.Jak zwykle.W ciszy zaśpiewał nad nami ptak.Ruszyliśmy w dół.Im było niżej, tym gorącej.Wychodziło nam na spotkanie lato.Alison szła pierwsza, nie widziała więc mojej twarzy.Usiłowałem dojść do ładu z mymi uczuciami.Nadal irytowało mnie, że Alison przykłada tyle wagi do spraw ciała, do naszego wspólnego orgazmu.Że mylnie uważa to za miłość, że nie widzi, iż miłość jest czymś innym.tajemniczością, rezerwą, wycofywaniem się, usuwaniem w ostatniej chwili, ust.Właśnie na Parnasie przyszło mi na myśl, że brak delikatności Alison, jej nieumiejętność ukrywania się za metaforą powinny mnie właściwie drażnić i nudzić, tak jak nudziły mnie zwykle zbyt prostoduszne wiersze.Jednakże potrafiła ona w bliżej nieokreślony sposób, zawsze potrafiła wyminąć przeszkody, które między nami ustawiałem, zupełnie jakby rzeczywiście była moją siostrą; umiała zatem odwołać się do czegoś, co nas łączyło i upodabniało, co sprawiało, że wszystkie różnice naszych gustów i sposobu odczuwania przestawały być ważne, a w każdym razie przestawały wydawać się ważne.Zaczęła opowiadać o swojej pracy stewardesy, o sobie.- Cała ta niby wielka przygoda.Trwa to zaledwie parę pierwszych lotów.Nowe twarze, nowe miasta, nowe romanse z przystojnymi pilotami.Większość pilotów uważa, że stanowimy cząstkę ich uposażenia.I że tylko czekamy, żeby pobłogosławili nas swymi zasłużonymi w bitwie o Anglię ptaszkami.Roześmiałem się.- Nicko, to wcale nie jest zabawne.Człowiek się rozkłada.Ta cholerna blaszana fajka.I ta niby swoboda, ta cała przestrzeń dokoła.Chwilami mam ochotą pociągnąć za rączkę zapasowego wyjścia i niech mnie ta przestrzeń wessie.Mam ochotę spadać, cudowna minuta pozbawionego pasażerów upadku.- Nie mówisz tego serio.- Bardziej niż myślisz.Nazywamy to depresją wdzięczenia się.Człowiek się tyle musi nawdzięczyć, że traci swoje człowieczeństwo.Jakby ci to powiedzieć.czasem po starcie mamy tyle roboty, że nie wiemy, jak wysoko już jesteśmy, i kiedy nagle wyjrzymy przez okno, następuje szok.i tak samo nagle uzmysławiamy sobie, do jakiego stopnia jesteśmy inni od tego, jacy naprawdę jesteśmy.Czy byliśmy.Bardzo ci to źle tłumaczę.- Przeciwnie.Świetnie.- Nagle ma się uczucie, że już się nigdzie nie przynależy.A ja - jak wiesz - już przedtem miałam z tym problemy.Anglia jest doprawdy niemożliwa, z każdym dniem jest bardziej honi soit qui smelly pants*, po prostu cmentarzysko.A Australia.Australia.Święty Boże, jakże ja nienawidzę tego mojego kraju.Głupi, ślepy, podły.- dała za wygraną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]