[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli zdarzy się coś nie po naszej myśli, obrócą pola chocho-la w perzynę.Jidu spojrzał dziko.Usiłował znalezć jakiś wybieg, dzięki któremu mógłby jeszcze odzyskaćprzewagę.Obszarpany, osmalony posłaniec wpadł na dziedziniec.- Panie, żołnierze Acoma odparli nas.Posiłki przedarły się do rzeki.Pan Tuscalora natychmiast spuścił z tonu.Boleśnie zrezygnowany usiadł na poduszkach ipotarł dłonie o pulchne kolana.- Zgoda, Maro.Godzę się z nieuniknionym i spełnię twoje życzenia.- Po czym polecił: -Schowajcie broń!* * *Jidu Tuscalora rozglądał się zgnębiony, a Mara przesunęła się, aby odciążyć zranione ramię.Odrzuciła właśnie propozycję Jidu, aby zajął się nią jego uzdrowiciel.Wolała zdać się na polowyopatrunek Papewaio.%7łołnierze Acomy nadal trwali na pozycjach pośród chocho-la, agłównodowodzący Tuscalory potwierdził najgorsze: mogli podpalić pola, zanim dałoby się ichwyprzeć.Jidu oblał się potem i rozpaczliwie usiłował potraktować spór jako nieporozumienie.- To była umowa pomiędzy mężczyznami, pani.Wiele razy zakładałem się z twoim świętejpamięci mężem.Czasami wygrywał on, czasem ja.Pozwalaliśmy sumom rosnąć, a kto wygrywał,temu potrącaliśmy tę kwotę z długu.To taka., umowa pomiędzy ludzmi honoru.- Cóż, ja nie obstawiam zakładów, panie Jidu - odrzekła Mara z pociemniałą twarzą, a jejgniewne oczy przewierciły na wylot niechętnego gospodarza.- Według mnie powinniśmy po prostuzgodzić się na zapłacenie długu& i odszkodowania za naruszenie mojej godności.Dzisiaj polegliżołnierze Acomy. - %7łądasz niemożliwego! - Jidu Tuscalora wyrzucił w powietrze grube ręce, nieprzystojnieobjawiając strapienie.Mara uniosła brwi.- Nadal wolisz nie uznawać naszego długu? - Wymownie wskazała na żołnierzy, którzyotoczyli ciasno łucznika, gotowego wypuścić strzałę sygnałową.Jidu wpatrywał się w cekiny zdobiące jego sandały.- Och, pani.Ubolewam, że sprawiłem ci tyle przykrości.Ale grozby nie mogą zmienić tego,że w tej chwili nie mogę spłacić długu.Oczywiście w pełni wywiążę się z moich zobowiązań, gdytylko warunki pozwolą.Masz na to moje niepodważalne słowo.Mara była spokojna, twarda i zdecydowana.- Nie mam chęci cierpliwie czekać, panie Jidu.Jak szybko mogę spodziewać się zapłaty?- Ostatnio doznałem kilku osobistych porażek.Ale z pewnością mogę obiecać wyrównanierachunków, kiedy na rynek dotrą tegoroczne zbiory - wykrztusił z ociąganiem.Jeśli tam dotrą, pomyślała zjadliwie Mara.Wyprostowała się.- Zbiory chocho-la będą najwcześniej za trzy miesiące, panie.Spodziewasz się, że będę tyleczasu spokojnie czekać na dwa tysiące centurii w metalu.i moje odszkodowanie?- Zrozum, że nie masz innego wyjścia! - wykrzyknął żałośnie pan Tuscalora, wskazując nasiedzącego obok niskiego, chudego człowieka.Hadonra Tuscalory, Sijana, przerzucał zwój za zwojem, sprawdzając pośpiesznie stanposiadłości.Szepnął wściekle do ucha swego pana i przerwał wyczekująco.Pan poklepał się pobrzuchu, odzyskując pewność siebie.- Właściwie, pani, dwa tysiące centurii mógłbym zapłacić teraz; i dodatkowe pięćset zaszkody, których doznałaś.Ale to by udaremniło rozszerzenie uprawy w przyszłym roku.PanBuntokapi to rozumiał i obiecał zgodzić się na korzystne rozłożenie spłat, pięćset centurii rocznieprzez cztery lata, przez pięć lat, by wynagrodzić stratę.- Zadowolone potakiwanie hadonry zmieniłosię w przerażenie.Głęboki rumieniec wypłynął zza kołnierza Jidu; sam oto zadał kłamwcześniejszym gorącym zapewnieniom, iż dług poczekać miał na wynik przyszłych zbiorów.Ponieważ Mara z pewnością musiała wychwycić to małe, choć zawstydzające kłamstwo, pośpieszniedodał:- Oczywiście, będę płacił odsetki.Zapadła głęboka cisza.Mara rozpostarła wachlarz sprawną ręką i rzekła z jadowitą słodyczą:- Wykłócasz się jak lichwiarz, kiedy moi żołnierze leżą martwi pod twymi drzwiami? Jeślijednak mój zmarły mąż zdecydował się na takie warunki spłaty, zatem niech tak będzie.Przedstawdokument, a dotrzymamy jego warunków.- Ależ nasza umowa była ustna, pani, poręczona słowem szlachetnie urodzonych! Wachlarz zadrgał.- Nie masz żadnego dowodu? I jeszcze śmiesz się targować?Wzięte w zakład pola powstrzymały Jidu przed powołaniem się raz jeszcze na honor.- Masz moje słowo, pani.Mara skrzywiła się.Pan Tuscalora sam postawił się w sytuacji, w której nazwać go mogłajedynie krzywoprzysięzcą, a takiej obelgi nie zniósłby żaden władca.Według etykiety mogła albowznowić bezsensowną rzez, albo przystać na umowę, według której przez trzy miesiące nie dostanieani cyntii, a potem - jedynie piątą część należności.- Lecz ten dług już jest zaległy - powiedziała.- Przez niedbalstwo twego hadonry, który niepowiedział ci w porę o stanie majątku, nie mamy teraz wyjścia.Nie ścierpię dalszej zwłoki i albozapłacisz, albo twoje pola pójdą z dymem.- Co proponujesz? - zapytał słabo.Mara położyła piękny wachlarz na kolanie.Choć rana najwyrazniej dawała się jej we znaki,przytomnie przedstawiła swoje warunki, zanim Jidu zdążył zebrać myśli.- Pomiędzy moimi północnymi i południowymi łąkami nidrowymi masz, panie, skrawekziemi, przez który biegnie wyschnięte koryto strumienia.Jidu skinął głową.- Wiem, o jakim terenie mówisz.- Niegdyś chciał go sprzedać ojcu Mary.Sezu odmówił, ponieważ były to nieużytki.Kamieniste brzegi wyschniętego strumienia,zwietrzałe i nazbyt strome, nie nadawały się pod uprawę.- Czy potrzebujesz tej ziemi, pani? - spytał, wietrząc okazję.Mara w zamyśleniu postukała w wachlarz.- Ostatnio oddaliśmy górną łąkę w użytkowanie cho-ja.Według Jicana przydałoby siępołączyć ze sobą niższe pola, może drewnianym mostem, aby cielaki mogły przejść, nie kaleczącnóg.- Przypominając sobie zabłąkaną notatkę, którą Sezu pozostawił w rogu bardzo postrzępionejmapy, Mara powstrzymała uśmiech.Dodała tonem, jakby wyświadczała łaskę sąsiadowi: -Zamierzam darować ci dług w zamian za tę ziemię i wszystkie do niej prawa.Przyrzekniesz także, żeprzez resztę życia nie staniesz przeciwko Acomom.Pomarszczony hadonra znieruchomiał, marnie skrywając niepokój, i zaszeptał coś do uchaswego pana.Pan ruscalora wysłuchał go, po czym uśmiechnął się obłudnie.- Zgadzam się, o ile nasze wozy będą miały swobodny dostęp do Cesarskiego Traktu.?- Ależ oczywiście.Twoi robotnicy mogą prowadzić wozy korytem, kiedy tylko będą chcieli,panie - odparła, z wdziękiem kołysząc wachlarzem.- A więc zgoda! - Jidu wydął policzki w uśmiechu.- Rad jestem z naszej umowy i ręczę zanią słowem! - Po czym, próbując załagodzić sytuację, pokłonił się nisko. - Oddaję także cześć twej odwadze i mądrości, dzięki którym ten nieszczęsny spór zacieśniłwięzy pomiędzy naszymi rodzinami.Mara skinęła na Papewaio, który pomógł jej się podnieść.- Przyjmę twoją przysięgę, Jidu.Przynieś swój rodzinny miecz.Wróciło napięcie, gdyż Mara publicznie żądała najświętszej przysięgi zamiast zwykłegozapewnienia.Mimo to, dopóki na polach Tuscalory stali jej wojownicy, pan Jidu nie odważył sięsprzeciwić.Posłał służącego po pradawny miecz przodków, równie stary co inne w Imperium, cennastal otulona prostą bambusową pochwą.Pod okiem Mary i jej oficera ujął rękojeść i na prochy swychprzodków przysiągł dotrzymać obietnicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl