[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie był koniec.W kilka sekund pózniej z lasu wyłoniło się morzepieszych wojowników. Próbujcie ich powstrzymać tak długo, jak dacie radę  zawołałPerry do Haydena i Twiga, po czym pędem ruszył z Reefem w stronęwioski.Biegli ile sił, każdym krokiem wzbijając tumany kurzu, wciążmobilizując się do przyspieszania.W końcu ich oczom ukazała się wioska,w której ludzie wspinali się na dachy i zasuwali bramy pomiędzydomostwami.Perry wbiegł na centralny plac.Na dachu kantyny stała Brookez łukiem w dłoni. Aucznicy na górę!  krzyczała. Aucznicy na dach!Ludzie pompowali wodę ze studni i rozlewali ją do wiader,przygotowując się na wypadek pożaru.Zgromadzili zwierzęta wewnątrzmurów.Wszyscy poruszali się i zachowywali tak, jak wcześniej ćwiczyli.Perry wspiął się na dach kantyny.W bladej szarówce nadciągającegoświtu dostrzegł na horyzoncie rój mężczyzn wdzierających się w góręzbocza.Byli nieco ponad pół kilometra od wioski, zwarta zgraja dwustuosób.Fortyfikacja Fal była wzmocniona, ale kiedy Perry dostrzegłwściekłą hordę zbliżającą się w stronę wioski, nie był pewien, czy będąw stanie ją odeprzeć.Dosięgła ich pierwsza fala strzał, łamiąc dachówki z gwałtownymtrzaskiem.Przy jego boku pojawił się Twig z pełnym kołczanem i tarcządo ochrony.Perry chwycił łuk i przyjął pozycję, by bronić swojego domu.Robił to już wiele razy, ale nigdy jako przywódca plemienia.Taświadomość owładnęła nim niczym nagły napad szaleństwa, spowalniającczas i sprawiając, że każdy jego ruch stawał się kompletny, skuteczny,pewny.Rozproszony ogień rozjaśniał nadciągający świt.Tuż przy nimprzeleciała zapalona strzała, lądując na skrzyniach przy kantynie.Perry wycelował w łuczników, którzy próbowali podpalić wioskę.Jego strzaływraz ze strzałami Brooke oraz pozostałych łuczników Fal przecięłyszarżujący tłum.Niektórzy z napastników wpadli w wilcze doły pułapki,ale nadal zbliżali się do wioski w zbyt dużej liczbie.Podzielili się namniejsze bandy i rozprzestrzenili, by otoczyć wioskę z wszystkich stron.Ludzie wspinali się na bramę i próbowali rozrąbać ją siekierami.Perry wypuścił ostatnią strzałę, przeszywając na wylot jednegoz napastników.To za mało.Za pózno.Usłyszał trzask rozpadających sięwrót, które otwarły najezdzcom drogę do środka.Włamano się do ichdomu, który teraz płonął.Ze stajni, tak jak ze skrzyń przy kantynie, unosiłsię dym.Perry zszedł z dachu i zeskakując z drabiny, wyciągnął nóż, którywbił w brzuch przebiegającemu obok mężczyznie.Dobiegał go krzykznajomych głosów.Słyszał je niewyraznie, nie myśląc o niczym innym,tylko o tym, by znalezć kolejnego człowieka, którego mógłbypokonać, wykorzystawszy moment jego zawahania, jeden fałszywy krok.Od czasu do czasu przed oczami migał mu Reef, a jego warkoczewirowały tak szybko, że rozmazane robiły się niemal niewidzialne.Widział Grena i Beara.Rowana, który nie chciał się uczyć, jak walczyć.Molly, która całe życie poświęciła leczeniu ran.Kątem oka Perry zauważył czarną czapkę.Cinder.Mężczyznaz warkoczami podobnymi do Reefowych chwycił go za ramiona i podniósłdo góry.Perry obserwował, jak Cinder skulił się bezsilny, choć zupełnietaki nie był.Nikt z tu obecnych nie miał w sobie podobnej potęgi, aleCinder zachowywał się biernie i nie próbował się bronić.Willow rzuciłasię w tę stronę i wbiła nóż w nogę mężczyzny.Wzięła Cindera za rękęi pociągnęła za sobą, by schronić się w najbliższym domu.Napastnik z metalowymi ćwiekami wokół oczu zauważył Perry egoi rzucił się w jego stronę z uniesionym toporem.Perry miał tylkonóż, którym nie mógł walczyć przeciw toporowi.Kiedy dzieliło ich tylkokilka kroków, napastnik dostał strzałą w głowę, co niemal poderwało goz ziemi.Rozległ się odgłos niczym trzask łamiącej się dachówki.Ciałomężczyzny i siekiera głucho uderzyły o ziemię.Perry zobaczył na dachuHyde a.Jego cięciwa drżała z napięcia.Perry odwrócił się zwinnie i powrócił do walki, gdy nagle usłyszał,jak ktoś wzywa do odwrotu.Napastnicy od razu zareagowali na komendęi tłum w wiosce zaczął rzednąć.W pełnym oszołomieniu Perry patrzył, jak intruzi wycofują się zabramy wioski, którą napadli niespełna godzinę temu.Niektórzy nieśli ze sobą worki z żywnością lub innymi dobrami.Z dachów Hyde i Haydencelowali do nich, próbując zmusić, by porzucili zdobycze i uciekali.Kiedy zniknął ostatni z nich, Perry rozejrzał się po centralnym placu.Należało ugasić pożary.Skrzynki przy kantynie martwiły go najbardziej.Zlecił to Reefowi, a następnie wysłał Twiga, by śledził napastnikówi upewnił się, że nie planują kolejnego podejścia.Potem znów rozejrzał sięwokół.Wszędzie leżały ciała.Perry szukał między nimi rannych i wezwał Molly, by opatrzyła tych,których obrażenia były najcięższe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl