[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyśmy przy pewnej wyspie kotwicę zarzucili, wielu ludzitam utonęło, a w ich liczbie był on, i od tego czasu nie mieliśmy o nim żadnej wiadomości.Wtedy krzyknąłem wielkim głosem:  Kapitanie, niechaj pokój z tobą będzie! Wiedz, że jajestem Sindbadem %7łeglarzem i wcale nie utonąłem.Wtedy, gdy przy brzegu wyspy zarzuciłeśkotwicę, a kupcy i podróżni zeszli na ląd, ja wysiadłem wraz z nimi.Znalazłszy się zaś nabrzegu wyspy, wyjąłem jedzenie, które z sobą miałem, i przyjemnie płynął mi tam czas, alepotem ogarnęła mnie senność, ułożyłem się więc i zasnąłem.Gdym się przebudził, nie byłojuż przy brzegu statku i nikogo przy sobie nie znalazłem.Tak więc towary te, jak i cały ówdobytek należą do mnie.Wszyscy kupcy dostarczający diamentów widzieli mnie w176 Diamentowych Górach i poświadczą, że jestem Sindbadem %7łeglarzem.Opowiedziałem imbowiem swoją historię i wspomniałem o tym, co mi się zdarzyło, gdy byłem z wami nastatku.Opowiedziałem im, jak to zapomnieliście mnie śpiącego na wyspie i że gdy się potemprzebudziłem, nie znalazłem już nikogo z podróżnych i przygodziło mi się to, co mi sięprzygodziło.Kupcy i inni współtowarzysze podróży słysząc moje słowa zgromadzili się przy mnie, abyli wśród nich tacy, co mi uwierzyli, i tacy, co wzięli mnie za kłamcę.I gdyśmy takrozmawiali, jeden z kupców posłyszawszy, że wspomniałem o Diamentowej Dolinie, wstał,podszedł do mnie i powiedział:  Zgromadzeni, posłuchajcie, co powiem.Kiedyśwspominałem wam o różnych dziwach, które oglądałem w swoich podróżach.Między innymiopisywałem, jak rzucaliśmy zabite zwierzęta do Diamentowej Doliny i o tym, że gdy zgodnieze zwyczajem postąpiłem jak inni kupcy i zrzuciłem tam swoje zwierzę, uczepił się dońpewien człowiek i tak przybył do mnie na górę.Nie wierzyliście mi wtedy i pomawialiściemnie o kłamstwo. Rzekli:  Tak, to prawda, opowiadałeś nam o tym, a my nie daliśmy wiarytwym słowom. Kupiec ciągnął:  Oto jest właśnie ten, który uczepił się mojego zabitegozwierzęcia.Dał mi on potem cenne diamenty, a równe im trudno byłoby znalezć.On zaś dałmi ich więcej, niżbym mógł zebrać z mego zabitego zwierzęcia.I zabrałem z sobą tegoczłowieka, a gdy przybyliśmy do miasta Basry, pożegnaliśmy się, po czym on ruszył doswojego kraju, a my do swego.To właśnie jest ów człowiek i rzeczywiście nazywa się onSindbad %7łeglarz, jak nam mówił.Opowiedział on  i nam o tym, że statek odpłynął bezniego, i o tym, jak pozostał sam na wyspie.I wiedzcie, że człowiek ten przyszedł tu do nas poto, byście nareszcie uwierzyli słowom, które wam niegdyś powiedziałem.Wszystkie tetowary są jego własnością bo i o tym nam wspomniał, gdy do nas się przyłączył.Tym samymi jego słowa okazują się prawdziwe.Gdy kapitan wysłuchał słów kupca, podszedł do mnie i chwilę uważnie mi sięprzypatrywał, a potem spytał:  Jak są oznaczone twoje towary? Odpowiedziałem:  Wiedz,że znak na mych towarach jest taki a taki. Potem przypomniałem mu jeszcze o pewnychsprawach, które zaszły tylko między nami dwoma, gdy na jego statku wypływaliśmy z Basry.Wtedy kapitan upewnił się, że rzeczywiście jestem Sindbadem %7łeglarzem, objął mnie,pozdrowił i cieszył się z mego ocalenia mówiąc:  Na Allacha, zaiste, twoja opowieść jestzdumiewająca, a przypadki twe są cudowne.I niech Allachowi będą dzięki za to, że dał namsię spotkać, a tobie zwrócił twe towary i dobytek. Sindbad mówił: Tak tedy rozporządziłemswymi towarami, jak umiałem, a one przyniosły mi w tej podróży duży zysk.Radowałem sięz tego wielką radością, ciesząc się bezpieczeństwem i tym, że odzyskałem mój majątek.Iwciąż sprzedawałem i kupowałem po drodze na wyspach, a gdy przybyliśmy do kraju Sind, itam również trudniliśmy się kupnem i sprzedażą.I widzieliśmy na morzu rozmaite dziwy icudowności, których ani zliczyć, ani wyliczyć się nie da.Wśród wielu innych rzeczy, które natym morzu oglądałem, była ryba z kształtu podobna do krowy i inne mające postać osła.Widziałem też ptaki, które wyłażą z morskich muszli, znoszą jaja i pisklęta wysiadują napowierzchni wody.A ptaki te nie wychodzą nigdy z morza na ląd.I tak podróżowaliśmy bezustanku za Allacha Najwyższego przyzwoleniem, wiatr nam sprzyjał i podróż była pomyślna,i tak przybyliśmy do Basry.Zabawiłem tam niewiele dni, po czym ruszyłem do Bagdadu, agdy przybyłem do mojej dzielnicy, wszedłem do swego domu, powitałem rodzinę,towarzyszy i przyjaciół.I cieszyłem się, że znów jestem bezpieczny i że wróciłem do swegokraju, do rodziny, swojego miasta i domów.Rozdawałem jałmużnę, obdarowywałem iodziewałem wdowy i sieroty, a sam spędzałem czas w otoczeniu towarzyszy biesiad iprzyjaciół, żyłem w nieustannym zbytku jedząc, pijąc i weseląc się.Ucztując, zabawiając się iprzebywając z towarzyszami, zapomniałem wkrótce, co mi się przytrafiło, co odprzeciwieństw losu wycierpiałem i jakich zaznałem niebezpieczeństw.Zysków moich zaś ztej wyprawy ani zliczyć, ani wyliczyć by się nie dało.Takie to były osobliwe przygody, które177 miałem w tej podróży.A jutro, jeśli Allach Najwyższy zechce, przyjdziesz do mnie znowu, jazaś opowiem ci o mojej czwartej podróży, jeszcze cudowniejszej od poprzednich.Potem Sindbad %7łeglarz kazał dać, zgodnie ze swoim obyczajem, sto miskali złotaSindbadowi Tragarzowi i polecił, aby obrusy rozpostarto.A gdy to się stało, towarzystwopoczęło wieczerzać, dziwując się zasłyszanej opowieści i wszystkiemu temu  co się w niejwydarzyło.Po wieczerzy wszyscy odeszli w swoje strony, a Sindbad Tragarz zabrał darowanemu złoto i także odszedł swoją drogą, oszołomiony tym, co Sindbad %7łeglarz opowiedział.Noc spędził w swoim domostwie, a gdy nastał ranek i zajaśniał świt, podniósł się SindbadTragarz, odprawił poranne modły i udał się do Sindbada %7łeglarza.Wszedł, pozdrowiłgospodarza, a ów przyjął go radośnie i przyjaznie, kazał mu koło siebie siadać i gawędził znim do czasu, gdy reszta towarzyszy się zjawiła.Wtedy podano jadło, a zebrani pożywili się ipopili w wesołym nastroju, po czym Sindbad %7łeglarz czwarte opowiadanie rozpoczął:Czwarte opowiadanie Sindbada %7łeglarza dotyczące podróży czwartejWiedzcie, o bracia moi, że powróciwszy do miasta Bagdadu, znów zgromadziłem wokółsiebie mych towarzyszy, rodzinę i przyjaciół i żyłem pośród największych rozkoszy, wzadowoleniu i dostatku.Otoczony nieprzeliczonym zbytkiem, zapomniałem wkrótce o tym,co było, i oddany rozrywkom, weselu i towarzyskim biesiadom, czerpałem z życia wszystko,co najprzyjemniejsze.Cóż, kiedy moja podstępna dusza szeptała mi o podróżach w krajenieznanych ludów, tak że znów zapragnąłem zobaczyć innych ludzi i zająć się handlem izarabianiem.Opanowany tą myślą, nakupiłem różnych cennych towarów nadających się domorskiego handlu, spakowałem jeszcze więcej niż zwykle tobołów i z Bagdadu udałem się doBasry.Tam załadowałem swe rzeczy na statek i przyłączyłem się do grupynajzamożniejszych kupców Basry.Ruszyliśmy w drogę, statek odbił z nami od brzegu, aAllach Najwyższy błogosławił nam płynącym po wzburzonym morzu, wśród fal jedna odrugą bijących.Wiele dni i nocy płynęliśmy szczęśliwie z wyspy na wyspę i z morza na morze, ażpewnego dnia zerwał się przeciwny wiatr.Kapitan zarzucił kotwicę i zatrzymał statekpośrodku morza, bojąc się, by w rozszalałym żywiole nie zatonął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl