[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krasnolud nachmurzył się.- Znalazł nas sam, my mamy z nim porachunki, nasze porachunki - odparł tamten ponuro.- To nie dotyczy Annuminas!- Może być poszukiwany za coś zupełnie innego - zaoponował Rogwold.- Nie wolno ukrywać tego, który powinien stanąć przed sądem.Niewinnych nie zamykamy!- Ale i tak nie pojmuję: po co mu to było? - wymamrotał Donn.- On powiedział, że spotkanie nie było przypadkowe?- Co tam deliberować - rzucił Bran.- Chciałbym wiedzieć, co Olmer miał na myśli, mówiąc: „Życzę wam, byście wrócili tacy, jakimi jesteście teraz”? Czyżby wiedział coś i o Morii?- Dowiemy się, kiedy do niej dojdziemy - skwitował jego słowa Torin.- Mimo wszystko do czegoś mu jesteśmy potrzebni - mówił Rogwold.- Dlaczego chciał pogodzić garbusa z wami? I pogodził! Kto wie, czy to ostatnie spotkanie?Rozmawiali jeszcze długo, ale nie ustalili, jakie korzyści mógł odnieść Olmer i dlaczego ten zagadkowy człowiek interesuje się ich wyprawą.W końcu przestali sobie łamać głowy i położyli się spać; do Wrót Morii zostało niewiele, tylko dwa dni drogi.Folko spał niespokojnie.Męczyły go niejasne, przerywane sny; zwidywały mu się albo nieznane wysokie wieże, objęte dziwnym błękitnym płomieniem, albo wypełnione purpurową mgłą zapadliska i cienie, poruszające się w tej krwawej mgle, innym razem widział, jak na jawie, czarne rękawice na potężnych dłoniach Olmera, które łamały wydawałoby się niezniszczalny topór Torina.Folka ciągle dręczyła myśl, że Olmer miał w tym wszystkim jakiś ukryty cel, być może chciał, żeby hobbit i jego współtowarzysze rzeczywiście przedostali się do Morii i podarowany sztylet mógł tam się przydać; jednakże czuł też, że Olmer działał w natchnieniu, jakby kierując się jakimś impulsem.Ostatnie dni minęły w pełnym napięcia oczekiwaniu.Lasy znikły, ustąpiwszy miejsca smutnej, pełnej porzuconych domostw i zdziczałych sadów równinie.Sirannona skręcała tutaj w prawo, odchodząc na południe wzdłuż Gór Mglistych.Folko nie zsiadał ze swego kuca, trzymając się obok Głoina, Dwalina, Rogwolda i Torina jadących na czele taboru.Wzmocnili środki ostrożności, tu nie było gdzie się kryć, więc starannie omijali puste osady i farmy, unikając patrzenia w czarne okna opustoszałych domów, przypominających trupy z wydziobanymi przez kruki oczodołami.Spotkanie z Olmerem i Sandellem przez cały czas nurtowało hobbita, ale, mimo że wciąż się nad tym zastanawiał, nie potrafił znaleźć wytłumaczenia, co sprowadziło tego niezwykłego człowieka na ich ścieżkę i do czego były potrzebne wyjaśnienia na polanie.Jednakże owe problemy zajmowały chyba tylko jego: na podejściach do Wrót Morii krasnoludy zapomniały o wszystkim.Ich oczy płonęły, wydawały niezrozumiałe okrzyki w nieznanym hobbitowi języku.Krasnoludy zbliżały się do najważniejszej świątyni swego ludu.„Nieprzenikniona jest woda Kheled-Zaramu i zimne niczym lód źródła Kibil-Nalu.”Ostatniego dnia wędrówki droga prowadziła grzbietem pasma wzgórz, północnym brzegiem Nadrzecznej Doliny.Zostawili za sobą przystań, zniszczoną przez pożar; Folko i Torin nie wytrzymali - doszli do kamiennych stopni, schodów prowadzących przez Próg Morii.Na początku Nowej Epoki krasnoludy oczyściły za pomocą swych płaskodennych łodzi i tratw drogę w dół rzeki i wytyczyły nową do stolicy, ponad doliną.Błotniste jezioro, które niegdyś tak wystraszyło Froda, znikło; dnem doliny wesoło płynęła Sirannona, zbocza nadrzecznych wzgórz porastały zapuszczone sady jabłoniowe.- To była wielka praca.- powiedział Torin cicho, jakby do siebie, wzdychając.- I wszystko na próżno.Usłyszeli za sobą kroki - od strony zatrzymanych na górze wozów zbliżał się do nich Gloin.Krasnolud włożył najlepsze ubranie, jego potężną pierś okrywała błyszcząca kolczuga, za szerokim pasem miał zdobiony topór i kolczasty buzdygan.Moriańczyk zatrzymał się przy nich i położył dłoń na ramieniu Folka; hobbit czuł drżenie ciała Głoina.Wygnaniec stał na progu domu rodzinnego.Kilka chwil milczeli, wpatrując się w szare ściany urwiska, w którym ukryte były Wrota.Potem Gloin uśmiechnął się i lekko trącił hobbita.- Podoba ci się, Folko? Więcej zobaczysz, gdy wymieciemy to plugastwo, które znowu pojawiło się w Czarnej Otchłani! Klnę się na Brodę Durina, już nigdy ludzie nie będą musieli porzucać swych domostw obok naszych Wrót!- Pięknie tu - westchnął zachwycony hobbit, patrząc na błękitną wstęgę Sirannony.- Poczekaj, Gloinie, słyszałem, że wcześniej był tu jakiś staw, w którym żyły potwory?- Prawda - skinął głową Gloin.- Co tu się działo!.Krasnoludy po zwycięstwie oczyściły jezioro, ale najpierw splotły sieć z resztek mithrilu i wyłowiły Chrząstołapa oraz całe jego potomstwo, spuściły wodę i zamknęły gardziel podziemnej rzeki, a potem przywróciły rzece jej dawny bieg.Folko chciał rozpylać Moriańczyka o szczegóły tego polowania, ale już wołali ich towarzysze.Słońce opuściło się nad horyzont.Wrota znajdowały się kilkaset kroków od nich, a w pospiesznie rozbitym obozie już rozpalano ognisko.Hobbit westchnął i powlókł się przygotowywać wieczorny posiłek.Szturm na Wrota odłożyli na następny dzień.4KHAZAD-DUMCzegóż to ci Duzi nie naplotą! - myślał wieczorem Folko, układając się do snu.- O jakiej trwodze oni paplali? Ziemia jak ziemia, skały, wzgórza, rzeka.wspaniałe sady.Tylko, oczywiście, popracować trzeba by tu trochę.Westchnął, przypomniawszy sobie ogrody i pola Hobbitanii.Jego dłonie zdążyły odzwyczaić się od motyki, i teraz nagle poczuł chęć, ot tak, po prostu, by pójść i podciąć czy okopać jabłonie nad rzeką.Jednakże noc, którą spędził pod Wrotami Czarnej Otchłani, zmusiła go do porzucenia czarnych myśli.Zapadł od razu w ciężki, mroczny sen; obudził się pośród nocy zlany lepkim, zimnym potem.Nie pamiętał, co mu się śniło, wiedział tylko, że były to jakieś obrzydliwe i wstrętne aż do mdłości rzeczy.Leżąc na plecach, otworzył oczy i nie mógł odetchnąć; powietrze w furgonie było stęchłe i ciężkie, dusiło jak zwalone na pierś worki z piaskiem, a na dodatek kurtyna ciemności, wydało mu się, zebrała się w dziesiątki i setki czarnych kłębków, a z każdego na Folka patrzyło czyjeś zimne, martwe oko.Hobbit znieruchomiał i zadrżał; nie miał siły się poruszyć, sięgnąć po broń, krzyknąć.Gdzieś w głębinach świadomości zaczął się rodzić, wyczuwalny ciałem, nie tylko słuchem, dziwny łoskot, furgon podrygiwał nieznacznie.Skąd dochodził ów odgłos, nie wiedział, po prostu zrozumiał, że jeszcze chwila i przestanie oddychać; nie czuł strachu.Potem hobbita ogarnął niebyt.Obok rozległ się ciężki jęk, i ten dźwięk nagle dodał mu sił.Rozrzuciwszy w niedobrym śnie ręce, z szeroko otwartymi, ale niewidzącymi mętnymi oczami, obok Folka głucho jęczał Torin.Jego ręka wolno, ale uparcie pełzła do toporzyska, które zrobił z kostura podarowanego mu przez Olmera.Hobbit szarpnął się, poczuł ból we wnętrzu i rozpaczliwym ruchem podsunął broń bliżej do rozwartej, drżącej ręki krasnoluda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl