[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dałem mu między oczy kamiennym pucharem, który Dońda otrzymał od delegacji czarowników, co nadała mu godność szamana honoris causa.Puchar pękł i sfrustrowany tym profesor jął mi czynić wyrzuty, które poróżniły nas aż do następnego biwaku.Wiem tylko, że Katedra przekształciła się w Instytut Śwarnetyki Eksperymentalnej i Teoretycznej, a Dońda został prezesem Komisji Roku 2000 przy Radzie Ministrów, z nowym zadaniem stawiania horoskopów i magicznego wcielania ich w życie.Myślałem sobie, że nazbyt ulegał sytuacji, nic mu jednak nie powiedziałem, boż uratował mi życie.Rozmowy nie kleiły się nazajutrz także przez to, iż rzeka na odcinku dwudziestu mil stanowi granicę Lamblii i Gurunduwaju, więc posterunki obu państw ostrzeliwały nas od czasu do czasu, na szczęście niecelnie.Krokodyle czmychnęły, choć wolałem już ich towarzystwo od tych incydentów; Dońda miał przygotowane flagi Lamblii i Gurunduwaju, którymi powiewaliśmy ku żołnierzom, ale ponieważ rzeka płynie głębokimi zakolami, parę razy machaliśmy niewłaściwą flagą, i przychodziło kłaść się zaraz w pirodze na brzuchu, przy czym od kul ucierpiał bagaż profesora.Najbardziej szkodziła mu “Nature”, której zawdzięczał rozgłos oszusta.Mimo to, dzięki naciskom, jakie na Foreign Orfice wywierała ambasada Lamblii, został zaproszony na światową konferencję cybernetyczną w Oksfordzie.Profesor wygłosił tam referat o prawie Dońdy.Jak wiadomo, wynalazca perceptronów, Rosenblatt, doszedł tezy, że im perceptron większy, tym mniej musi pobierać nauk dla rozpoznawania kształtów geometrycznych.Reguła Rosenblatta głosi: “Perceptron nieskończenie wielki nie potrzebuje się uczyć niczego, gdyż wszystko umie od razu”.Dońda poszedł w przeciwnym kierunku, aby wykryć swe prawo.To, co mały komputer może z wielkim programem, może też wielki komputer z programem małym; stąd wniosek logiczny, iż program nieskończenie duży może działać sam, tj.bez jakiegokolwiek komputera.Cóż zaszło? Konferencja przyjęła te słowa szyderczym gwizdaniem.Oto, jak na psy zeszedł savoirvivre uczonych.“Nature” pisała, że podług Dońdy każde nieskończenie długie zaklęcie musi się zrealizować: w ten sposób wprowadzić miał profesor mętny nonsens na wody rzekomej ścisłości.Odtąd zwano go prorokiem cybernetycznego Absolutu.Do reszty pogrążyło Dońdę wystąpienie docenta Bohu Wamohu z Kulahari, który znalazł się w Oksfordzie, ponieważ był szwagrem ministra kultury i zgłosił pracę Kamień jako czynnik napędowy myśli europejskiej.Szło mu o to, że w nazwiskach ludzi, co dokonali przełomowych odkryć, występuje kamień - np.widać go w nazwisku największego fizyka (EinSTEIN), największego filozofa (WittenSTEIN), największego filmowca (EisenSTEIN), człowieka teatru (FelsenSTEIN), a też dotyczy to pisarki Gertrudy STEIN i filozofa Rudolfa STEINera.Co do biologii, Bohu Wamohu zacytował głosiciela odmłodzenia hormonalnego - STEINacha, a wreszcie nie omieszkał dodać na zakończenie, że Wamohu to po lamblijsku tyle, co “Kamień Wszystkich Kamieni”.Ponieważ powoływał się na Dońdę i swój “rdzeń kamienny” nazywał “śwarnetycznie immanentną składową predykatu być kamieniem”, “Nature” uczyniła z niego i z profesora w kolejnej wzmiance parę bliźniaczych błaznów.Słuchając tego w oparach gorącej mgły na rozlewisku Bambezi, z przerwami, wywołanymi potrzebą walenia po łbach co nachalniej szych krokodyli, które nadgryzały wyłażące z tobołów maszynopisy profesora i zabawiały się rozhuśtywaniem pirogi, znajdowałem się w dość delikatnym położeniu.Jeśli zyskał w Lamblii tak mocne stanowisko, czemu uchodził z niej chyłkiem? Do czego zmierzał naprawdę i co osiągnął? Skoro nie wierzył w magię i kpił z Bohu Wamohu, czemu klął w żywy kamień krokodyle, zamiast sięgnąć po sztucer? (Dopiero w Gurunduwaju wyjawił mi, że tego zakazywała mu jego buddyjska wiara).Trudno mi jednak było przyciskać go podobnymi pytaniami.Właśnie dlatego, to jest z ciekawości, przyjąłem propozycję Dońdy, bym został jego asystentem na gurunduwajskim uniwersytecie.Po przykrej historii z fabryką konserw nie kwapiłem się wracać do Europy.Wolałem poczekać, aż sprawa ucichnie.W naszych czasach nie jest to trudne, bo nieustannie zachodzą wydarzenia, wtrącające wczorajsze sensacje w niepamięć.Choć przeżyłem potem niemało ciężkich chwil, nie żałuję tej decyzji, powziętej w okamgnieniu, a gdy piroga zazgrzytała wreszcie o gurunduwajski brzeg Bambezi, wyskoczywszy jako pierwszy na ląd, podałem profesorowi pomocną rękę i w uścisku, jaki połączył nasze dłonie, było coś symbolicznego, gdyż odtąd losy nasze stały się nierozdzielne.Gurunduwaju to państwo trzykrotnie większe od Lamblii.Szybkiemu uprzemysłowieniu towarzyszyła, jak to bywa w Afryce, nieodłączna korupcja.Mechanizm jej przestał już prawie działać, gdyśmy przybyli do Gurunduwaju.Łapówki brał jeszcze każdy, ale nic już nie świadczył w zamian.Co prawda, nie dając łapówki można było zostać obitym.Zrazu nie pojmowaliśmy, czemu przemysł, handel i administracja nadal działają.Podług europejskich kryteriów kraj winien by rozlecieć się każdego dnia na kawałki.Dopiero dłuższy pobyt wtajemniczył mnie w działanie nowego mechanizmu, który był namiastką tego, co nazywamy na starym lądzie umową społeczną.Mwahi Tabuhine, poczmistrz lumilski, u któregośmy zamieszkali (hotel stołeczny bez od siedemnastu lat w remoncie), zdradził mi bez osłonek, czym się kierował, wydając za mąż sześć swych córek.Przez najstarszą spowinowacił się za jednym zamachem z elektrownią i wytwórnią obuwia, gdyż teść dyrektora fabryki był głównym energetykiem.Dzięki temu nie chodził boso i miał zawsze prąd.Drugą córkę wżenił w kombinat garmażeryjny poprzez szatniarza, za którego ją wydał.I to pociągnięcie miał za nader zręczne.Wskutek wykrywania malwersacji kierownictwo za kierownictwem szło do więzienia, tylko szatniarz pozostawał na stanowisku, bo sam nie malwersował, a jedynie dostawał upominki.Stół poczmistrza był dzięki temu zawsze suto zastawiony.Trzecią córkę wyswatał Mwahi superrewidentowi kooperatyw remontowych.Dzięki temu nawet w porze deszczów nie lało mu się na głowę, dom jego świecił kolorowymi ścianami, drzwi zamykały się tak dokładnie, że żadna żmija nie mogła wpełznąć za próg, i nawet w oknach miał szyby.Czwartą córkę wydal za dozorcę miejskiego więzienia - na wszelki wypadek.Piątą poślubił pisarz rady miejskiej.Oczywiście pisarz, a nie na przykład wiceburmistrz, któremu Mwahi podał czarną polewkę z krokodylej wątroby.Rady zmieniały się jak chmury na niebie, lecz pisarz trwał na swym urzędzie, tyle że zmiennością poglądów przypominał księżyc.I wreszcie szóstą dziewczynę wziął za żonę szef aprowizacji wojsk atomowych.Wojska te istniały wyłącznie na papierze, lecz aprowizacja była realna.Ponadto kuzyn ze strony matki szefa był stróżem w zoologu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl