[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klatka schodowa była tak samo odrapana, nie pomalowano jej w ciągu tych czterech lat.Przeszli przez drzwi i znaleźli się w krótkim bocznym korytarzu, na którego końcu tłoczyła się gromadka sądowych urzędników, ciekawie zerkających w tę stronę.Wprowadzono go do sali konferencyjnej sąsiadującej z główną salą posiedzeń i Patrick z westchnieniem ulgi opadł na krzesło stojące obok stolika z ekspresem do kawy.Sandy natychmiast pochylił się nad nim, pytając, czy wszystko w porządku.Sweeney odesłał swoich zastępców na korytarz, gdzie mieli czekać, aż znowu będą potrzebni.- Napijesz się kawy? - zapytał McDermott.- Chętnie.Czarnej i gorzkiej.- Dobrze się czujesz, Patricku? - zainteresował się szeryf.- Tak, oczywiście.Dziękuję, Raymondzie.W jego głosie wyraźnie pobrzmiewała jednak nuta strachu.Ręce i nogi mu się trzęsły, nie potrafił nad nimi zapanować.Nie sięgnął od razu po kubek z kawą, uniósł skute kajdankami dłonie, żeby poprawić ciemne okulary na nosie i głębiej naciągnąć baseballową czapeczkę na czoło.Siedział przygar­biony, jak gdyby załamany.Rozległo się pukanie do drzwi, urocza sekretarka o imieniu Belinda wsunęła głowę do środka i oznajmiła pospiesznie:- Sędzia Huskey chciałby porozmawiać na osobności z pa­nem Laniganem.Brzmienie jej głosu przywołało kolejne wspomnienia.Pat­rick uniósł głowę, spojrzał w kierunku drzwi i rzucił przyjaźnie:- Witaj, Belindo.- Dzień dobry, Patricku.Witamy w ojczyźnie.Odwrócił wzrok.Belinda pracowała w kancelarii i chyba nie było w mieście takiego adwokata, który by z nią nie flirtował.Wyróżniała się nieprzeciętną urodą i miała nad­zwyczaj słodki głos.Czy naprawdę minęło cztery i pół roku od ich ostatniego spotkania?- Gdzie? - spytał szeryf.- W tej sali, za kilka minut.- Chcesz porozmawiać z sędzią, Patricku? - zwrócił się do niego Sandy.Mógł nie wyrazić na to zgody, ale według zwykłej procedury byłoby to po prostu niestosowne.- Oczywiście - odparł Lanigan, który autentycznie pragnął porozmawiać z sędzią Huskeyem.Belinda wyszła i zamknęła za sobą drzwi.- Zaczekam na zewnątrz - mruknął Sweeney.- Muszę zapalić.W pokoju zostali tylko dwaj prawnicy.- Kilka spraw.Kontaktowała się z tobą Leah Pires? - szyb­ko zapytał szeptem Lanigan.- Nie - odparł Sandy.- Powinna się niedługo zjawić, bądź na to przygotowany.Napisałem do niej długi list i chciałbym, abyś go przekazał.- Jasne.- Po drugie, istnieje urządzenie antypodsłuchowe o symbolu DX-130, produkowane przez LoKim, niewielką firmę koreań­ską.Kosztuje mniej więcej sześćset dolarów i jest wielkości dyktafonu.Zdobądź je i noś ze sobą na każde nasze spotkanie.Będziemy sprawdzali pomieszczenia i telefony przed każdą rozmową.Ponadto wynajmij dobrych nowoorleańskich specja­listów w tym zakresie i zleć im szczegółowe kontrolowanie twego biura dwa razy w tygodniu.To dosyć kosztowne usługi, lecz ureguluję wszystkie rachunki.Masz jakieś pytania?- Nie.Znów rozległo się pukanie.Patrick błyskawicznie zgarbił się na krześle.Do sali wkroczył sędzia Karl Huskey.Był bez togi, w samej koszuli i krawacie.Wąskie okulary do czytania wisiały na samym czubku jego nosa.Z powodu całkiem siwych włosów i gęstej siateczki zmarszczek wokół oczu uchodził za znacznie starszego, choć w rzeczywistości miał dopiero czterdzieści osiem lat.Jemu to jednak było nawet na rękę.Lanigan powoli uniósł głowę i uśmiechnął się, widząc dłoń sędziego wyciągniętą w jego kierunku.- Tak się cieszę, że cię widzę, Patricku - rzekł przyjaźnie Huskey, energicznie potrząsając jego ręką, aż zadzwonił łańcuszek kajdanków.Sędzia miał wielką ochotę uściskać serdecznie starego przyjaciela, uzmysłowił sobie jednak, że wobec oskarżonego o morderstwo powinien zachować powściągliwość.- Jak się miewasz, Karl - rzekł Lanigan, siadając z powrotem.- Doskonale.A co u ciebie?- No cóż, bywało lepiej, ale twój widok sprawił mi ogromną radość, nawet w tych okolicznościach.- Dzięki.Ja zaś nie wyobrażałem sobie.- Sądziłeś, że wyglądam zupełnie inaczej, zgadza się?- Tak, właśnie to chciałem powiedzieć.Nie jestem pewien, czy rozpoznałbym cię na ulicy.Patrick uśmiechnął się szerzej.Huskey zaliczał się do tych nielicznych osób, które nadal odczuwały sympatię w stosunku do Lanigana, i chociaż w pewnym sensie uważał się za oszukanego, to przede wszystkim odbierał z ogromną ulgą fakt, że jego dawny przyjaciel wcale nie zginął w wypadku samochodowym.Zarazem bardzo go martwiło oskarżenie o morderstwo z premedytacją.Sprawa rozwodowa i skargi cywilne należały do zupełnie innej kategorii wystąpień.A z powodu dawnej przyjaźni Huskey nie mógł przewod­niczyć rozprawie karnej.Chciał jedynie nadzorować wszelkie posunięcia wstępne, po czym w decydującej fazie ustąpić miejsca komuś innemu.Wszak ich dawna, zażyła przyjaźń już teraz była przedmiotem licznych plotek.- Chyba nie zamierzasz przyznać się do winy? - rzekł.- Oczywiście, że nie.- Zatem nasza pierwsza rozmowa będzie zwykłą formalnością.Nie mogę jednak zwolnić cię za kaucją, oskarżenie jest zbyt poważne.- Tak, rozumiem to, Karl.- Nie zajmę ci więcej niż dziesięć minut.- Przechodziłem już przez to, tyle że zajmowałem inne miejsce na sali.W ciągu dwunastu lat piastowania stanowiska sędziego Huskey nieraz łapał się na tym, że zdumiewająco dużo sympatii budzą w nim ludzie, którzy dopuścili się ohydnych zbrodni.Umiał jednak dostrzec człowieka w każdym sądzonym, dos­konale widział, jak poczucie winy zżera im dusze.Musiał wysłać do więzienia setki osób, które - gdyby tylko dać im taką szansę - powróciłyby do normalnego życia i już nigdy nie popełniły najmniejszego wykroczenia.Starał się pomagać wszystkim, wybaczać błędy i darować winy.Tu jednak chodziło o Lanigana, toteż sędzia omal nie wzruszył się do łez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl