[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale sprzedaliÅ›my niewiele egzemplarzy, publiczność nie jest jeszcze na takie dzieÅ‚a przygotowana.JesteÅ›my zmuszeni opróżnić magazyn zgodnie z terminami umowy (doÅ‚Ä…czonej).Albo oddamy na przeÂmiaÅ‚, albo skorzysta Pan ze swoich uprawnieÅ„ i odkupi po poÅ‚owie ceny podanej na okÅ‚adce.De Gubernatis szaleje z bólu, krewni go pocieszajÄ…, ludzie nie roÂzumiejÄ… ciÄ™, z pewnoÅ›ciÄ… gdybyÅ› byÅ‚ jednym z nich, gdybyÅ› daÅ‚ w Å‚apÄ™ komu trzeba, miaÅ‚byÅ› już recenzje nawet w „Corriere.", to mafia, trzeba walczyć.Egzemplarzy autorskich zostaÅ‚o pięć, a tyle jeszcze ważnych osób można uszczęśliwić, nie do pomyÅ›lenia, żeby twoje dzieÅ‚o poszÅ‚o na przemiaÅ‚ i zostaÅ‚o zmienione na papier toaleÂtowy, obliczmy, ile zdoÅ‚amy uciuÅ‚ać, to pieniÄ…dze dobrze wydane, żyje siÄ™ raz, powiedzmy, że odkupimy pięćset egzemplarzy, a co do reszty sic transit gloria mundi.W firmie Manuzio zostaÅ‚o 650 egzemplarzy nie oprawionych, pan Garamond oprawia je i wysyÅ‚a za zaliczeniem pocztowym.OstateczÂny rachunek: autor opÅ‚aciÅ‚ szczodrze koszty produkcji 2 tysiÄ™cy egÂzemplarzy, Manuzio wyprodukowaÅ‚ tysiÄ…c, z czego oprawiÅ‚ osiemset pięćdziesiÄ…t, a z tego 500 zostaÅ‚o zapÅ‚aconych po raz drugi.PięćÂdziesiÄ™ciu autorów rocznie i Manuzio zawsze wyjdzie na swoje.I żadnych wyrzutów sumienia: sprzedaje szczęście.40LÄ™kliwy stokroć umiera przed Å›mierciÄ…(Szekspir, DzieÅ‚a, Warszawa, PIW 1958.Juliusz Cezar, prze}.Józef Paszkowski, II, 2)Zawsze dostrzegaÅ‚em kontrast miÄ™dzy nabożeÅ„stwem, z jakim Belbo pracowaÅ‚ nad szacownymi autorami firmy Garamond, dążąc do tego, żeby mieć prawo do dumy z książki, którÄ… siÄ™ zajmowaÅ‚, a bezwzglÄ™dnoÅ›ciÄ…, jakÄ… siÄ™ odznaczaÅ‚ nie tylko biorÄ…c udziaÅ‚ w osku-bywaniu nieszczęśników od Manuzia, ale i odsyÅ‚ajÄ…c na via Gualdi tych, których uznaÅ‚ za nie nadajÄ…cych siÄ™ dla Garamonda - jak próbowaÅ‚ w przypadku puÅ‚kownika Ardentiego.PracujÄ…c z nim, czÄ™sto zadawaÅ‚em sobie pytanie, dlaczego godzi siÄ™ na takÄ… sytuacjÄ™.MyÅ›lÄ™, że nie dla pieniÄ™dzy.ZnaÅ‚ wystarczajÄ…Âco dobrze swój fach, żeby znaleźć pracÄ™ lepiej pÅ‚atnÄ….DÅ‚ugo sÄ…dziÅ‚em, że chodziÅ‚o mu o okazjÄ™ do studiów nad ludzkÄ… gÅ‚upotÄ… z wyjÄ…tkowo dogodnego stanowiska obserwacyjnego.To, co nazywaÅ‚ gÅ‚upotÄ…, ta nieuchwytna paralogika, ten zdradziecki obÅ‚Ä™d zamaskowany argumentacjÄ…, której nie można byÅ‚o nic zarzuÂcić, fascynowaÅ‚o go - i mówiÅ‚ o tym bez przerwy.Ale to także byÅ‚a tylko maska.Diotallevi, owszem, tkwiÅ‚ tam dla zabawy, z nadziejÄ… w sercu, że pewnego dnia jedna z książek oficyny Manuzio okaże siÄ™ nieznanÄ… kombinacjÄ… Tory.Również dla zabawy, dla czystej rozryÂwki, dla kawaÅ‚u i z ciekawoÅ›ci tkwiÅ‚em tam ja, zwÅ‚aszcza odkÄ…d GaÂramond zaczÄ…Å‚ lansować Projekt Hermes.Z Belbem byÅ‚o inaczej.StaÅ‚o siÄ™ to dla mnie jasne dopiero, kiedy przejrzaÅ‚em jego files.Filename: wendeta, straszliwa wendetaPrzychodzi ot tak.Nawet jeÅ›li w biurze sÄ… ludzie, chwyta mnie za klapÄ™ marynarki, unosi gÅ‚owÄ™ i caÅ‚uje mnie w policzek.Anna, która caÅ‚ujÄ…c mnie staje na palcach.CaÅ‚uje mnie, jakby graÅ‚a we flipper.Wie, że wprawia mnie w zakÅ‚opotanie, ale lubi siÄ™ popisywać.Nigdy nie kÅ‚amie.- Kocham ciÄ™.- Zobaczymy siÄ™ w niedzielÄ™?- Nie, spÄ™dzam weekend ze znajomym.- MiaÅ‚aÅ› na myÅ›li znajomÄ….- Nie, znajomego, znasz go, to ten, który byÅ‚ ze mnÄ… w barze w zeÂszÅ‚ym tygodniu.ObiecaÅ‚am, nie chcesz chyba, żebym odwoÅ‚ywaÅ‚a?- Nie odwoÅ‚uj, ale nie przychodź tutaj, żeby.ProszÄ™ ciÄ™.czekam na autora.- Geniusz, którego trzeba wylansować?- Nieszczęśnik, którego trzeba zniszczyć.Nieszczęśnik, którego trzeba zniszczyć.PrzyszedÅ‚em po ciebie do Piladego.Nie byÅ‚o ciÄ™.DÅ‚ugo czekaÅ‚em, poÂtem wyszedÅ‚em, żeby zdążyć przed zamkniÄ™ciem galerii.Na miejscu poÂwiedziano mi, że wyszÅ‚aÅ› już do restauracji.UdawaÅ‚em, że przyglÄ…dam siÄ™ obrazom - tyle dzieÅ‚ umarÅ‚o od czasów Holderlina - mówiÄ… mi.DwadzieÅ›cia minut zajęło mi odszukanie restauracji, gdyż wÅ‚aÅ›ciciele gaÂlerii wybierajÄ… zawsze lokale, które stanÄ… siÄ™ sÅ‚awne miesiÄ…c później.ByÅ‚aÅ› tam wÅ›ród tych samych co zawsze twarzy, u boku mężczyzny z bliznÄ….Ani przez chwilÄ™ nie okazaÅ‚aÅ› zakÅ‚opotania.SpojrzaÅ‚aÅ› na mnie porozumiewawczo i jednoczeÅ›nie - jak to osiÄ…gasz? - wyzywajÄ…co, jakby mówiÄ…c: no i co? Intruz z bliznÄ… zmierzyÅ‚ mnie wzrokiem jak intruÂza.Inni, zorientowani w sytuacji - czekali.Powinienem byÅ‚ znaleźć jakiÅ› pretekst do awantury.WyszedÅ‚bym na tym dobrze, nawet gdyby mnie wyszydziÅ‚.Wszyscy wiedzieli, że byÅ‚aÅ› tam z nim, żeby mnie sprowokoÂwać.Czy pozwolÄ™ siÄ™ sprowokować, czy nie, moja rola zostaÅ‚a już wyÂznaczona.RobiÅ‚em przecież z siebie widowisko.Widowisko za widowisko, zdecydowaÅ‚em siÄ™ wiÄ™c na brawurowÄ… koÂmediÄ™, wÅ‚Ä…czyÅ‚em siÄ™ uprzejmym tonem do rozmowy, majÄ…c nadziejÄ™, że znajdzie siÄ™ ktoÅ›, komu zaimponuje moje panowanie nad sobÄ….JesteÅ› nÄ™dznikiem, kiedy czujesz siÄ™ nÄ™dznikiem.Zamaskowany mÅ›ciciel.Niby Clark Kent troszczÄ™ siÄ™ o mÅ‚odych nie zrozumianych geniuszy i jak Superman karzÄ™ starych geniuszy, sÅ‚usznie nie zrozumianych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]