[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grupa wysp Luany leży tuż poza granicą obszaru, który można objąć wzrokiem z kontynentu.Tylko największa z nich jest widoczna z Anorok.Gdy podpłynęliśmy bliżej, stwierdziliśmy, że ten archipelag składa się z bardzo wielu wysp i wysepek, w większości gęsto zaludnionych.Luanianie byli oczywiście świadomi tego, co się dzieje w kraju ich najbliższych i najszczerszych nieprzyjaciół.Wiedzieli o felukach i broni palnej, gdyż kilka ich oddziałów, które zapuściły się zbyt daleko, już miało okazje zawrzeć z nimi bliższą znajomość.Jednak ich wódz, stary już człowiek, jeszcze takich doświadczeń nie posiadał.Zobaczywszy nas, doszedł do wniosku, że nie jesteśmy zbyt groźnym przeciwnikiem i zaatakował flotę przy pomocy około stu dużych czółen bojowych, wypełnionych do pełna uzbrojonymi we włócznie wojownikami.To było żałosne.Wstydem było masakrowanie tych biednych ludzi, jednak nie zostawili nam żadnego wyboru.Podzieliłem się z Ja moimi odczuciami i byłem zdziwiony, stwierdziwszy, że on myśli bardzo podobnie.Powiedział, że zawsze wzdragał się przed prowadzeniem wojen z innymi Mezopami, gdyż jest tyle obcych ras, z którymi można walczyć.Zaproponowałem, byśmy porozmawiali z wodzem Luanian i spróbowali zawrzeć jakiś układ, jednak gdy Ja zwrócił się do niego z tą propozycja, ten stary dureń doszedł do wniosku, że się boimy i promieniejąc radością rozkazał swoim wojownikom przystąpić do ataku.Nie mając innego wyboru zaczęliśmy strzelać, celując jednak, za moją sugestią, głównie w czółno wodza.W rezultacie pół minuty później zostały z niego tylko wióry, a załoga — ci, którzy nie zostali zabici — miotała się w wodzie, walcząc z tysiącami drapieżnych stworzeń, które wypłynęły z głębin na niespodziewany posiłek.Kilku z nich uratowaliśmy, ale większość zginęła, jak Hooja i załoga jego czółna, gdy zostało ono trafione naszym strzałem.Ponowiliśmy propozycje rozpoczęcia rozmów, jednak był tam syn wodza, który nie chciał o tym nawet słuchać.Widział śmierć ojca i teraz myślał wyłącznie o zemście.Musieliśmy więc znowu strzelać do tych dzielnych ludzi.Na szczęście nie trwało to długo, gdyż okazało się, że są wśród nich rozsądniejsi niż były wódz i jego syn.Wkrótce stary wojownik, dowodzący jednym z czółen podpłynął do nas i oddał się wraz ze swą załogą w nasze ręce.Potem już jedno po drugim czółna poddawały się, aż wszyscy złożyli broń na pokładach naszych statków.Wezwaliśmy na okręt flagowy wszystkich naszych kapitanów, a potem całą starszyznę Luany.Luanianie spodziewali się, że czeka ich, jako pokonanych, śmierć lub niewola.Jednak nie zasługiwali ani na jedno, ani na drugie — i powiedziałem im to.Tutaj, na Pellucidarze, mam zwyczaj zawsze, gdy jest to tylko możliwe, starać się uświadomić tym prymitywnym ludziom, że miłosierdzie jest równie godną szacunku cechą, jak odwaga w boju i że w równym stopniu, jak człowieka, który dzielnie walczy przeciwko nam, a jeżeli pokonamy go, okazać mu wyrozumiałość i szacunek, na jakie zasługuje.Dzięki wierności tym zasadom udało mi się zjednać dla Imperium wielu dzielnych i szlachetnych ludzi, których odwieczne tradycje wewnętrznego świata skazałyby na śmierć lub niewole.Zjednałem również Luanian.Darowałem im wolność, a gdy tylko przysięgli lojalność wobec mnie i zadeklarowali przyjaźń oraz wieczny pokój z Ja zwróciłem im broń.Starego wojownika, który jako pierwszy okazał dostateczną dozę rozsądku, mianowałem królem.W ten sposób odpływając z Luany, pozostawiłem za sobą następne królestwo należące do konfederacji, a granice Imperium przesunięte o kilkaset mil na wschód.Wróciliśmy do Anorok, a potem na kontynent, gdzie podjąłem na nowo kampanie przeciwko Maharom.Maszerowaliśmy od jednego miasta do drugiego, aż zaszliśmy daleko na północ, do kraju, w którym nigdy przedtem nie byłem.Wszędzie odnosiliśmy zwycięstwa, zabijając lub biorąc do niewoli Sagothów, a Mahary spychając wciąż dalej i dalej.Zauważyłem, że zawsze uciekały one na północ.Sagoci, których braliśmy do niewoli, zwykle bardzo chemie przysięgali nam lojalność i wstępowali w nasze szeregi.Na drabinie ewolucyjnej stoją oni niewiele wyżej niż zwierzęta, więc nie było w tym nic dziwnego, iż gdy tylko orientowali się, że mamy zamiar napełniać ich żołądki i dawać im wiele okazji do walki, nie mieli żadnych zastrzeżeń wobec maszerowania na następne miasto Mahar i zabijania innych Sagothów.W ten sposób posuwaliśmy się coraz dalej, zataczając wielkie półkole — najpierw szliśmy na północ, potem na zachód i wreszcie na południe — aż w końcu dotarliśmy z powrotem do skraju Równin Lidi, na północ od Thurii.Tam zdobyliśmy to miasto Mahar, które przez tak wiele wieków panowało nad Krainą Straszliwego Cienia.Potem wróciliśmy do Thurii — Goork i jego ludzie nie posiadali się z radości, usłyszawszy nowiny, które im przynieśliśmy.Podczas tego długiego, obfitującego w zwycięstwa marszu, przeszliśmy przez siedem krain, zamieszkałych przez plemiona prymitywnych ludzi, którzy jeszcze nic nie słyszeli o federacji.Wszystkie z nich udało nam się przyłączyć do Imperium.Godne zauważenia jest to, że w pobliżu każdego z większych skupisk ludzkich znajdowało się miasto Mahar, ściągając z niego daninę w postaci niewolników przeznaczonych do pracy i na pożywienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl