[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy samochód utknął w zaspach, lecz na szczęście ktoś wpadł na pomysł, żeby wysłać wojskowy transporter.Czę­ści dojechały więc HMMWV z napędem na wszystkie koła, a i to ledwo, ledwo, jako że pojazd co rusz napotykał na drodze z Waszyngtonu do Camp David uwięzione auta.Naprawa śmigłowca miała potrwać godzi­nę, gdyż uszkodzenie nie było poważne, lecz nagle wszystko się skompli­kowało.- Co się stało? - zmartwił się major.- Pewnie obluzowało się parę przewodów.Trzeba będzie wymonto­wać całą tablicę i przepatrzyć połączenia.Robota na cały dzień.Najle­piej, jak zadzwonimy do bazy, żeby już grzali zapasową maszynę.Major wyjrzał na zewnątrz.Nie miał wielkiej ochoty latać w taki dzień jak ten.- Mieliśmy wracać dopiero jutro rano.Ile wam to zabierze?- Jeżeli zaraz zacznę, uwinę się do północy - obiecał mechanik- Zjedzcie najpierw śniadanie.Sam zadzwonię po zapasowy śmigło­wiec.- Rozkaz, majorze.- Powiem chłopakom, żeby podprowadzili tu kabel z grzejnikiem i przynieśli jakieś radio - Major pamiętał, że mechanik pochodzi z San Diego.Nie było innej rady, jak wrócić na kwaterę.Lądowisko dla śmigłowca znajdowało się na górce, a wiatr robił co mógł, żeby je odmieść ze śniegu.Wokół maszyny leżało go więc najwyżej piętnaście centymetrów, podczas gdy kawałek dalej piętrzyły się metrowe zaspy.Żołnierze patrolujący las musieli mieć się z pyszna.- Bardzo źle? - zapytał pułkownik, który golił się przed lustrem.- Tablica bezpieczników się odezwała.Mechanik mówi, że zejdzie mu cały dzień na naprawie.- Nie uderzyliśmy aż tak mocno - sprzeciwił się pułkownik.- Sam też tak powiedziałem.Chcesz, żebym zadzwonił? - Tak, dzwoń.A sprawdzałeś czarną listę?- Spocznij, pułkowniku.O wojnie ani słychu, sprawdziłem.“Czarna lista” była określeniem gwarowym, które wzięło się stąd, że stan pogotowia poszczególnych agencji rządowych wynikał z oceny za­grożeń w sytuacji międzynarodowej.Im bardziej wyraźne było niebez­pieczeństwo, tym większe środki techniczne stawiano w gotowości.Po­nieważ w tej oto chwili nic nie wydawało się zagrażać Stanom Zjednoczo­nym, tylko jeden śmigłowiec czuwał, by zastąpić prezydenckiego VH-3.Major połączył się więc z bazą w Anacostii.- Tak, niech ruszą M-2.Jedynka ma awarię instalacji.Nie, sami damy sobie radę.Do północy powinniśmy latać.Właśnie.No, czołem.- Kiedy major odkładał słuchawkę, do kwatery wszedł Pete Connor.- Co się dzieje?- Maszyna nawaliła - wyjaśnił pułkownik.- Nie uderzyliśmy aż tak mocno - zdziwił się Connor.- Skoro i ty tak twierdzisz, widocznie nie - zgodził się major.- Pełna zgoda, i tylko nasz pieprzony śmigłowiec ma inne zdanie.- Zapasowa maszyna czeka, gdyby coś - pocieszył agenta pułkownik.- Przepraszam, Pete.Popsuła się instalacja, lądowanie mogło z tym nie mieć nic wspólnego.Dwójka może tu przylecieć w trzydzieści pięć minut, zagrożenia na liście - zero.Chyba że ty chcesz nam coś powiedzieć?- Nie, Ed.O niczym takim nie słyszałem.- Mogę zadzwonić, żeby przysłali nam dwójkę od razu, ale po co trzymać maszynę na mrozie? Lepiej jej będzie w hangarze.Sam decyduj, Pete.- Niech czeka w Anacostii.- Szef i tak chce obejrzeć mecz w Camp David, nie?- Dokładnie.Do jutra mamy wszyscy wolne.Rano, około szóstej trzy­dzieści, lecimy do Waszyngtonu.Dacie radę?- Jasne, powinniśmy się uwinąć do tej pory.- To w porządku.- Connor wrócił do swojej chatki.- Jak na dworze? - zapytała go Daga.- Tak jak widać.Śmigłowiec się zepsuł.- Mogli uważać, jak lądowali - rzuciła agentka Helen D’Agustino, szczotkując włosy.- Nie ich wina.- Connor podniósł telefon i połączył się z ośrodkiem dowodzenia Tajnej Służby, mieszczącym się kilka ulic na zachód od Białego Domu.- Mówi Connor.Zepsuł się nam śmigłowiec.Zapasowa maszyna czeka w Anacostii, z powodu pogody.Mieliście jakieś sygnały, o których powinienem wiedzieć?- Melduję, że nie - odpowiedział mu młodszy agent, który miał przed sobą elektroniczną tablicę z diodami świetlnymi.Z tablicy można się było zorientować, że prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki (skrót brzmiał PASZA) przebywa w Camp David.Światełka oznaczające miej­sce pobytu Pierwszej Damy USA (DASZA) były wygaszone.Wiceprezy­dent przebywał wraz z całą rodziną w swojej oficjalnej rezydencji na terenie Obserwatorium Marynarki Wojennej nie opodal pólnocno-zachodniego sektora Massachusetts Avenue.- Jeśli o nas chodzi, cisza i spokój.- Jak tam ulice w mieście? - zapytał Pete.- Kiepsko.Musimy wszystkich dowozić łazikami.- Niechaj Bóg chroni Chevroleta - skwitował wiadomość Pete.Tajna Służba, podobnie jak FBI, często używała potężnych terenówek firmy Chevrolet z napędem na wszystkie koła.Ze swoją grubą blachą i apety­tem na paliwo jak w czołgu chevrolety ustępowały tylko pojazdom gąsie­nicowym.- To w porządku.U nas też poza tym wszystko gra.- Piechota morska odmrozi sobie dzisiaj nabiał.- A jak.Co na lotnisku?- Premier przylatuje na Dulles równo o osiemnastej.Obsługa meldo­wała, że na Dulles mają czynny tylko jeden pas, ale do popołudnia mają odgarnąć pozostałe.Śnieżyca jakby słabła, najwyższa pora.Powiedzieć ci coś śmiesznego?- Sam wiem - Connor nie musiał wysłuchiwać agenta, żeby stwier­dzić, że trudne warunki tylko ułatwiały życie Tajnej Służbie.- Kończę, w razie czego wiadomo, gdzie nas łapać.- Trzymaj się, Pete.Do jutra.Connor wystawił głowę na zewnątrz, gdyż usłyszał dziwny hałas.Je­den z żołnierzy piechoty morskiej próbował odśnieżyć ścieżkę między domami kolonii miniaturowym pługiem śnieżnym.Dwa inne pługi od­garniały śnieg z drogi dojazdowej.Wyglądało to dziwnie, bo pługi poma­lowano w brązowo-zielone łaty maskujące, podczas gdy żołnierze mieli na sobie białe kombinezony, łącznie z białymi pokrowcami na karabinki M-16 A2 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl