[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Teraz musimy go dorwać.Musimy mu wszystko udowodnić.– Zrobimy to, obiecuję ci.Adoni, tu nie chodzi tylko o Spira, Yanniego, czy o mnie.on jest zdrajcą i płatnym szpiegiem.Potrafię to udowodnić.– A więc? – Wypuścił mnie z objęć.– Chodźmy tam, panno Lucy, już nie musi się pani go bać.Najlepiej zaraz.Max jest nieomal doprowadzony do obłędu.Myślałem, że go zabije.– Jeszcze nie teraz.Nie, poczekaj, muszę się dowiedzieć, co się tu działo.Czy możesz mi streścić? To jest policja z Korfu, prawda? Czy nikogo nie przysłali z Aten?– Nie.Policja ateńska powiedziała, że Max musi przywieźć Spira do domu i rano zawiadomić o wszystkim policję w Korfu.Obiecali, że też się tą sprawą zajmą, ale chyba nie byli nią za bardzo zainteresowani.mieli pełne ręce roboty z powodu tych wtorkowych demonstracji komunistów.a poza tym to i tak sprawa policji z Korfu.Toteż Max i Spiro wrócili sami, a ja wyszedłem na prom.Powiedziałem Maxowi o jaskini i ukrytych tam pakunkach, nie chciał jednak marnować czasu na wizytę na policji.Zresztą była już jedenasta w nocy, a w komisariacie ledwie jeden policjant na posterunku.Dlatego postanowił najpierw jechać do domu i samemu pójść do jaskini.– To znaczy.nie dostałeś wieści od Mirandy?– Nie.Telefonowała do baru w Korfu, lecz akurat mnie tam nie było.Zaszedłem do domu Dionizosa, mojego przyjaciela, zjadłem tam kolację, a potem poszliśmy do kawiarni „Mimoza” w porcie, by tam poczekać na prom.Z baru w Korfu wysłali nawet chłopaka, ale nie znalazł mnie.Gdy dotarliśmy do Castello, Miranda już na nas czekała i po jakimś czasie przypomniała sobie wszystko, i przekazała nam wieści.– Po jakimś czasie?W jego szepcie usłyszałam uśmiech.– Był z nami Spiro.– O, Boże, oczywiście! Zapomniała o całym świecie.No tak, nawet jej się nie dziwię.Mów dalej.A więc opowiedziała o mnie.– Tak.Nigdy nie widziałem Maxa w takim stanie.Zbiegliśmy do hangaru, on i ja, lecz jachtu nie było, no i pani też.Przeszukaliśmy okolicę i brzeg, po czym poszliśmy do willi Rotha.Max wybił szybę.Szukaliśmy tam pani, też bez skutku.Wtedy chwycił telefon i zadzwonił do domu pana Papadopoulosa.Przekazał mu wszystko i poprosił, by przywiózł tu Spira i Mirandę z Castello, jak będzie tamtędy przejeżdżał.No i razem z Maxem znowu zeszliśmy do hangaru, by poczekać tam na pana Manninga.– Tak?– Czekaliśmy dłuższy czas.Wreszcie go dostrzegliśmy.Płynął z wyłączonym silnikiem, tylko na żaglu, bardzo cicho.Zaczailiśmy się w cieniu, tuż za drzwiami.Nawet nie wpłynął przez wrota do hangaru, dobił tylko do końca mola, ustawił jacht dziobem w stronę morza, po czym szybko wyskoczył i przycumował go.Wiedzieliśmy, że zamierza wkrótce znowu wypłynąć.Przeszedł szybko wzdłuż mola i znalazł się w hangarze.– Adoni podniecił się.– Skoczyliśmy na niego razem z Maxem.Próbował się wyrwać, ale trzymaliśmy go mocno.Max wysłał mnie na jacht, żebym sprawdził, czy nie ma tam pani.Kiedy wróciłem, pan Manning udawał, że jest wielce zaskoczony i rozgniewany.Lecz Max pytał tylko: – Gdzie ona jest? Gdzie jest moja dziewczyna? – I złapał go za gardło.Myślałem, że go zabije.A kiedy pan Manning powtórzył, że nic nie wie, Max powiedział do mnie: – Pośpiesz się, Adoni, zanim nadejdzie policja.Nie będą tym zachwyceni.– Czym nie będą zachwyceni?– Tym, co chcieliśmy zrobić, żeby go zmusić do mówienia – odparł Adoni z prostotą.– Ale wtedy właśnie zjawiła się policja.Pan Manning był bardzo zły, poskarżył się im i nie dało się ukryć, że pan Papadopoulos jest nieco zakłopotany.Musieliśmy pójść na górę do domu.Ten drugi policjant został, żeby przeszukać jacht.Właśnie przed chwilą wrócił.Niczego nie znalazł, jedynie tę kryjówkę pod pokładem, gdzie pan Manning chował pakunki.Ale to wszystko już pani słyszała, prawda?– Raczej odgadłam.Mówił po grecku.– Oczywiście.Zapomniałem.No tak, to by było wszystko.Proszę chwilę poczekać.– Zniknął za rogiem domu, a po kilku sekundach znowu zjawił się tuż obok mnie.Wcisnął mi w rękę szklaneczkę.– Proszę to wypić.Na tarasie była jakaś whisky.Nie jest pani zimno?– Nie.Jestem taka podniecona.Ale dzięki.Wypiłam trunek i oddałam szklankę.Zauważyłam, jak się pochylił, by ją gdzieś odstawić, po czym wyprostował się i zacisnął mi rękę na ramieniu.– Co teraz, panno Lucy? Powiedziała pani, że na pewno go dostaniemy.Czy to prawda?– Całkowita.Nie mam dość czasu, żeby opowiedzieć ci wszystko, ale postaram się streścić choć część.a to wystarczy, na wypadek, gdyby coś mi się przytrafiło.Posłuchaj.– I w kilku zdaniach wyjaśniłam pokrótce, co przekazał mi Godfrey.– I o to tu chodzi.Myślę, że Ateny mogą zająć się jego kontaktami.Powinna istnieć możliwość ustalenia, gdzie wypłyną, kiedy się to wszystko zacznie.Będą musieli natychmiast skontaktować się z Tiraną i znaleźć jakiś sposób, by zablokować wejście w obieg tej podrobionej waluty.Ale to już nie nasza sprawa.Musimy dopilnować, by policja go przycisnęła, i to porządnie.– A co to za niezbity dowód? Wystarczy, żeby się sprawą zajęli?– Tak.Mam jeden z tych pakunków z fałszywymi banknotami.Tak, naprawdę.Wrzuciłam go do wody w hangarze, mniej więcej w pół drogi wzdłuż lewego pomostu.Chciałabym, żebyś tam poszedł i go wydobył.– Oczywiście.Ale najpierw zaprowadzę panią do pokoju.– Naprawdę nie musisz.Wolałabym raczej, byś wyciągnął bezpiecznie ten pakunek.On wie, że go wzięłam.musi sobie z tego zdawać sprawę.i na pewno domyśla się, gdzie go ukryłam.To niebezpieczny człowiek, Adoni.Gdyby coś poszło nie tak.nie chciałabym ryzykować, że jakimś cudem znajdzie się w hangarze i zdoła uciec albo że znów spróbuje mnie utłuc, jeśli będzie podejrzewał, że tylko ja jedna wiem, gdzie leży ów pakunek.Lepiej żebyśmy oboje jednocześnie nie narażali się na jego atak.Musisz zejść i natychmiast wydobyć ten pakiet.– Dobra.Ale proszę na siebie uważać.– Postaram się.Ta świnia ma pistolet.Pewnie go wziąłeś?– Tak.Ale policja mi odebrała.– No tak, a więc naprzód.– Z drżeniem zaczerpnęłam powietrze.– Och, Adoni.– Boi się pani?– Boję? – odparłam.– To będzie takie wejście na scenę, jakiego jeszcze w życiu nie miałam.Idź już.***Na scenie zaś nic się prawie nie zmieniło, jedynie posterunkowy zastąpił Adoniego przy drzwiach.Godfrey zapalił papierosa, sprawiał wrażenie człowieka zupełnie rozluźnionego, choć nieco poirytowanego i urażonego, jak ktoś, kogo schwytano na drobnym, nieistotnym wykroczeniu, a teraz musi za nie słono zapłacić.Najwyraźniej omówili już kwestię jaskini i spoczywających tam pakunków, w których, zgodnie z twierdzeniem Godfreya, były części radiowe.Właśnie wyjaśniał zmęczonym, choć uprzejmym głosem, jak owe „części” były opakowane i przechowywane.Ostrożnie sięgnęłam ręką przez stłuczoną szybę i nacisnęłam klamkę.Opornie, choć na szczęście bez hałasu, poddała się naciskowi.– Chyba może to poczekać do rana? Przyznałem się już do zarzucanych mi czynów i chętnie opowiem wszystko, co wiem, ale nie teraz.i z pewnością nie w obecności tej bandy amatorów i dzieciaków, próbujących obarczyć mnie winą za wielokrotne morderstwo.– Przerwał i dodał rozsądnie: – Proszę posłuchać, inspektorze, jeśli pan nalega, udam się z panem do Korfu, jednak jeśli panna Waring naprawdę zginęła, myślę, że należałoby się skupić na tym problemie, a moje małe grzeszki niech poczekają sobie do rana.Inspektor i Max zaczęli mówić jednocześnie, pierwszy powściągliwie, drugi z pasją i gniewem, lecz w tym momencie po raz pierwszy odezwała się Miranda, przenikliwym krzykiem zagłuszając ich obu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl