[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nareszcie, pomyślał Ellis; teraz się rozstrzygnie  wóz albo przewóz.Partyzanci zajmujący pozycje w wiosce otworzyli ogień do nacierających żoł-nierzy, ale ze względu na ostrzał z powietrza nie był on skuteczny i niewielu Ro-sjan padło.Na nogach byli już prawie wszyscy Sowieci, osiemdziesięciu paruchłopa.Biegli prując na oślep seriami przez rzekę i wrzeszcząc entuzjastycznie,podbudowani kruchością obrony.Gdy nacierający dobiegli do mostu, skutecznośćognia prowadzonego przez partyzantów poprawiła się nieco i padło jeszcze kilkuRosjan, ale nie tylu, by natarcie się załamało.W kilka sekund pózniej pierwszyz nich sforsował most i wpadł między wioskowe zabudowania szukając tam schro-nienia.W chwili gdy Ellis pociągał za kółko odpalacza, na moście i w jego pobliżuznajdowało się około sześćdziesięciu ludzi.Starożytna kamienna budowla wyleciała w powietrze niczym wulkan.Ellis zakładał ładunki z myślą nie o eleganckiej rozbiórce mostu, lecz o zabi-janiu, i eksplozja rozrzuciła śmiercionośne szczątki budowli niczym grad karta-czy z jakiejś gigantycznej machiny, porywając ze sobą wszystkich ludzi z mostui rażąc wielu znajdujących się jeszcze wśród jęczmienia.Ellis skrył się szybkow swojej chatce przed deszczem kamieni zasypującym wioskę.Gdy wszystkoucichło, wyjrzał znowu na świat.Tam, gdzie przed chwilą stał most, wznosił się teraz makabryczny stos prze-mieszanych ze sobą kamieni i ciał.Zawaliła się również część meczetu i dwie179 chaty we wsi.A Rosjanie znajdowali się w pełnym odwrocie.Widział dwudziestu paru niedobitków wskakujących w pośpiechu w otwartedrzwi Hipów.Ellis wcale im się nie dziwił.Gdyby pozostali na polu jęczmie-nia, gdzie pozbawieni byli jakiejkolwiek osłony, partyzanci wystrzelaliby ich codo jednego ze swych dobrych stanowisk we wsi; a gdyby próbowali jeszcze razsforsować rzekę, wystrzelano by ich w wodzie jak kaczki.W kilka sekund pózniej trzy ocalałe z pogromu Hipy wystartowały z pola,by połączyć się z dwoma krążącymi w powietrzu Hindami, po czym, nie oddającnawet pożegnalnej salwy, wszystkie helikoptery nabrały wysokości i znikły zakrawędzią urwiska.Gdy ścichł dudniący warkot ich silników, Ellis usłyszał inny hałas.Dopieropo chwili zorientował się, że czynią go wiwatujący mężczyzni.Zwyciężyliśmy,pomyślał.I też zaczął krzyczeć z radości. ROZDZIAA 13 I dokąd poszli partyzanci?  spytała Jane. Rozproszyli się  odparł Ellis. To technika Masuda.Wtapia się wewzgórza, zanim Rosjanie zdążą ochłonąć.Mogą wrócić z posiłkami  może na-wet już są w Darg  ale nie znajdą nikogo, z kim mogliby walczyć.Partyzanciodeszli wszyscy z wyjątkiem kilku.W lazarecie Jane przebywało siedmiu rannych mężczyzn.%7łyciu żadnegoz nich nic nie zagrażało.Dwunastu innych z lżejszymi obrażeniami odesłano jużpo opatrzeniu do oddziałów.W bitwie poległo tylko dwóch ludzi, ale tak się nie-szczęśliwie złożyło, że jednym z nich był Yussuf.Zahara znowu pogrąży się w ża-łobie  i powtórnie z winy Jean-Pierre a.Ellis był w euforii, Jane natomiast czuła się przygnębiona.Muszę skończyćz tym rozpamiętywaniem, pomyślała.Jean-Pierre odszedł i nie wraca i nie masensu się zamartwiać.Powinnam zacząć myśleć realnie.Powinnam się zaintere-sować życiem innych. A co z naradą?  spytała Ellisa. Jeśli wszyscy partyzanci odeszli. Zgodzili się jednogłośnie  powiedział Ellis. Po udanej zasadzce ogar-nął ich taki entuzjazm, że gotowi byli przystać na wszystko.To zwycięstwo do-wiodło w pewnym sensie tego, w co niektórzy z nich powątpiewali: że Masud jestbłyskotliwym przywódcą i że jednocząc się pod jego rozkazami mogą osiągaćwielkie zwycięstwa.Sukces przypieczętował również mój prestiż jako fachowca,co nie było bez znaczenia. Udało ci się. Tak.Mam nawet traktat, podpisany przez wszystkich rebelianckich przy-wódców i poświadczony przez mułłę. Jesteś pewnie dumny. Wyciągnęła rękę, uścisnęła go za ramię i szybkoją cofnęła.Tak ją cieszyła jego obecność, dzięki której nie czuła się samotna, żewyrzucała sobie, iż tak długo nie potrafiła mu wybaczyć.Obawiała się jednak, żemogłaby niechcący wzbudzić w nim fałszywe wrażenie, iż nadal, tak jak dawniejzależy jej na nim, bo głupio by wyszło.Odwróciła się od niego i rozejrzała po jaskini.Bandaże i strzykawki spoczy-wały w swoich pudełkach, a lekarstwa w jej torbie.Ranni partyzanci leżeli wy-181 godnie na kobiercach i kocach.Pozostaną w jaskini przez noc: zbyt trudno byłobyznieść ich wszystkich ze wzgórza.Mieli tu wodę, trochę chleba, a dwóch czytrzech z nich czuło się na tyle dobrze, żeby wstać i zaparzyć herbatę.U wylotujaskini siedział w kucki Mousa, syn Mohammeda, i bawił się w kurzu w tajem-niczą grę nożem, który podarował mu ojciec: zostanie z rannymi i gdyby któryśz nich potrzebował w nocy pomocy lekarskiej, co było raczej mało prawdopodob-ne, chłopiec zbiegnie do wsi i sprowadzi Jane [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl