[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wie­lebny pozbył się swego miodopłynnego namaszczenia razem z ornatem i opowiadał teraz Liii Wencel dość ryzykowne anegdoty.W oczach Kunzego odpokutował tym samym swe wystąpienie w kościele.Na prośbę Kunzego udzielono mu tygodniowego ur­lopu, który razem z Różą mieli zamiar spędzić w ho­telu Bauer Grunwald w Wenecji.Wolałby jechać do Wenecji później, kiedy pogoda się już ustali, ale Róży bardzo zależało na odbyciu podróży poślubnej.Wycho­dziła za mąż i pragnęła, by się to wszystko odbyło w przyjęty zwyczajem sposób: z błogosławieństwem wielebnego Oldena, ucztą weselną u Sachera, podróżą nad Adriatyk pociągiem, z nocą poślubną w przedziale sleepingu.Nie miał dla niej żadnego znaczenia fakt, że przeszła już raz przez ten rytuał dwadzieścia lat temu.Od Sachera Kunze zawiózł oblubienicę do jej miesz­kania, a sam udał się na Traungasse, żeby zabrać stam­tąd swoje rzeczy.Kiedy się tam zjawił, okazało się, że panna Baldauf oczekuje na niego z wiadomością.- Wzywają pana w pilnej sprawie do kancelarii w sądzie - obwieściła.- Telefonowali już do Sachera, ale okazało się, że pan już wyszedł.Proszą pana o sko­munikowanie się z nimi.- Telefon był ciągle jeszcze kapryśnym środkiem łączności i Kunze zmarnował pa­rę minut, zanim połączył się z dyżurnym sierżantem.- Wiem, że dzisiaj dzień pana ślubu - powiedział przepraszająco dyżurny sierżant - ale nakazał nam pan, byśmy go natychmiast powiadomili, w razie gdyby.Kunze przerwał mu niecierpliwie: - Co się stało?- Porucznik Dorfrichter chce się z panem widzieć.Profos Koller mówi, że nigdy jeszcze nie widział po­rucznika w takim stanie.Wezwał już doktora Kleina, by go zbadał, ale to nic nie pomogło.- Dobrze, sierżancie.Przyjadę za dziesięć minut.Była czwarta po południu.Pociąg do Wenecji miał zgodnie z rozkładem odjechać o szóstej.Kunze posta­nowił pójść wprost do wojskowego więzienia, dowie­dzieć się, czego Dorfrichter od niego chce, a potem pod­jąć decyzję o przesunięciu terminu podróży.Nie chciał martwić Róży, póki to nie będzie absolutnie konieczne.Poprosił pannę Baldauf, aby odesłała jego walizki na Zaunergasse, i napisał kartkę do Róży zawiadamiając ją, że wróci na czas, kiedy trzeba będzie jechać na dwo­rzec.Jazda na Hernalsel Gürtel ciągnęła się w nieskończo­ność.Nie znalazł fiakra na postoju, dopiero aż na Einspanner z pijanym woźnicą i koniem, który był po­ważnie chory na dychawicę.Wreszcie o wpół do piątej dotarli do więzienia i Kunze udał się wprost do celi porucznika.Profos, jak również doktor Klein czekali na kapitana w pokoju dyżurnego.Kunze poprosił o klucz od celi.- Może byśmy jednak z panem poszli? - zapropo­nował profos.- Porucznik jest najwyraźniej w kiep­skim stanie ducha.Strażnicy mówili, że nie kładł się w ogóle spać tej nocy, tylko miotał się po celi jak zwie­rzę w klatce.Widziałem niejednego, jak się załamy­wał.Za pozwoleniem, panie kapitanie, ja bym nie cho­dził sam do tej celi.Doktor Klein przytaknął.- Zaryzykuję - odrzekł Kunze.Irytowała go tros­kliwość profosa.- Zadzwonię do was, jeśli będziecie mi potrzebni, Koller.Koller poszedł za Kunzem, by mu otworzyć drzwi celi, a potem wrócił pośpiesznie do pokoju dyżurnego.Dorfrichter, stojący przy oknie, nie wyglądał na czło­wieka, który jest bliski ataku szału, a chociaż był bla­dy i miał głębokie cienie pod oczami, robił wrażenie opanowanego i nawet pogodnego.- Więc zjawił się pan, mimo wszystko - powie­dział.- Najprzód Koller nie chciał się zgodzić na za­wiadomienie pana.Wyszukiwał najrozmaitsze pretek­sty: że pana nie można zastać, że pan wyjechał, że cho­ruje, a na domiar wszystkiego, że pan bierze dziś ślub.- Naprawdę brałem - potwierdził Kunze.Dorfrichter obrzucił go kpiącym spojrzeniem.- Tam, do diabła! Ale jednak pan przyszedł.Do­ceniam to.Muszę zrzucić z siebie to wszystko.Nie wy­trzymałbym następnej doby.- Mianowicie, co? - spytał kapitan.Dorfrichter zrobił taką minę, że Kunze uznał swe pytanie za absurdalne.- Moje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl