[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotarła na dół i zaczęła iść korytarzem na parterze, ale kiedy znalazła się w bezpośrednim zasięgu wolności, usłyszała, że ktoś wypowiada jej imię.To była Julia.Na podłodze widać było rozmazaną smugę krwi.Znaczyła ona drogę przebytą przez Julię po tym, jak Frank porzucił ją półżywą.- Kirsty!.- zawołała znowu.Był to głos pełen żalu, bólu i bezradności.Kirsty nie mogła się opanować i podążyła za nim do jadalni.Meble wydawały się poopalane.Popiół pokrywał zwęglony dywan.Tam właśnie, na środku pobojowiska, siedziała panna młoda.Jakimś nadludzkim wysiłkiem Julia zdołała na siebie włożyć suknię ślubną i nałożyć na głowę welon.Suknia była potarmoszona i brudna, ale Julia wyglądała na swój sposób pięknie, może częściowo poprzez fakt, że otaczała ją brzydota ruiny domu.- Pomóż mi - powiedziała.Dopiero w tym momencie Kirsty zdała sobie sprawę, że głos nie dochodził spod woalki, ale spomiędzy nóg dziewczyny.Suknia odsłoniła teraz głowę Julii.Umieszczona była na poduszce z marszczonego jedwabiu, otoczona nadpalonymi włosami.Jak mogła mówić, skoro odłączona była od płuc i krtani?! Ale mimo to - mówiła.- Kirsty - powiedziała błagalnym głosem i westchnęła.Głowa kołysała się na łonie Julii to w jedną, to w drugą stronę.Kirsty mogła jej pomóc.Mogła też rzucić głową o ścianę tak, że mózg rozprysnąłby się wkoło.Nagle welon podniósł się, jakby niesiony niewidzialnymi palcami.Pod nim coś świeciło.Światło natężało się coraz bardziej.Gdy światło było już zupełnie jasne, odezwał się głos.- Jestem Inżynierem - westchnęło światło.Nic więcej.Tylko tyle.Światło nadal stawało się coraz silniejsze i coraz bardziej oślepiające.Kirsty nie czekała, aż straci wzrok.Odwróciła się i skierowała z powrotem do drzwi.Przebijała się przez ścianę ptaków.Drżała ze strachu przed oszalałymi z wściekłości wilkami.Wyszła przez frontowe drzwi w chwili, gdy sufit zaczął się z wolna obniżać.Powitała ją noc - czysta ciemność.Oddychała głębokimi haustami, biegnąc w stronę ulicy.Była to jej druga ucieczka z tego domu.Prosiła Boga, żeby nigdy nie było trzeciej.Na rogu Lodovico Street odwróciła się.Dom nie poddał się siłom szalejącym wewnątrz.Stał tak spokojnie jak grób.Nie.Spokojniej niż grób.Kiedy znów zwróciła się przed siebie, jakiś przechodzień potrącił ją nagle.Zawołała zdziwiona, ale śpiesząca postać zniknęła już w półmroku budzącego się świtu.Zanim zniknął jej z oczu, obejrzał się i zobaczyła jego świecącą jasnym światłem głowę.Był to Inżynier.Nie miała czasu, by się mu dobrze przyjrzeć; zniknął w ciemności, pozostawiając tylko odbłysk w jej oczach.Dopiero wtedy zrozumiała cel tego zderzenia.Inżynier wcisnął w jej dłoń kostkę Lemarchanda.Elementy jej powierzchni były nieskazitelnie połączone z sobą i wypolerowane na wysoki połysk.Nie sprawdzała tego nawet, ale była pewna, że tym razem nie tak łatwo będzie znaleźć rozwiązanie zagadki.Następny odkrywca nie będzie miał żadnych wskazówek.Czy jednak do czasu, gdy ktoś ją rozwiąże, jej właśnie powierzono misję przechowywania kostki? Najwidoczniej tak.Obróciła ją w dłoni.Przez króciutki moment wydawało jej się, że dostrzega zarysy duchów na lakierowanej powierzchni.Twarze Julii i Franka.Odwróciła ją znowu, szukając twarzy Rory'ego, ale bezskutecznie.Gdziekolwiek zatem był, nie było go w kostce.Istniały jeszcze inne zagadki i łamigłówki.Być może ich rozwiązanie mogło naprowadzić ją na ślady Rory'ego.Może krzyżówka, której hasło otwarłoby bramy raju; może laubzega, której złożenie dawało dostęp do Krainy Czarów.Będzie jak zwykle czekała i obserwowała.Żywić będzie nadzieję, że pewnego dnia trafi w jej ręce taka łamigłówka.A jeśli nie uda się jej czegoś takiego zdobyć, nie popadnie w rozpacz.Ze strachu, że kojenie złamanych serc nie jest zadaniem, które można wykonać.Bez względu na to, ile ma się czasu.I bez względu na to, jaką mądrość się posiądzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl