[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harlan pomyślał: czy on sądzi, że znajdzie rozwiązanie przez szczęśliwy przypadek?Twissell, widząc dezaprobatę we wzroku Technika, poczerwieniał i odłożył książkę.Harlan wziął pierwszy tom z 19,25 centycenturii i zaczął systematycznie przewracać strony.Siedział sztywno, tylko jego ręka i oczy się poruszały.Od czasu do czasu wstawał po nowy tom i wtedy robili przerwę na kawę i na posiłki.Wreszcie powiedział ciężko:- Nie ma sensu, żeby pan tu siedział.Twissell spytał:- Czy ci przeszkadzam?- Nie.- A więc zostanę - mruknął Kalkulator.Niekiedy podchodził do półek z książkami, wpatrując się bezradnie w ich okładki.Dopalające się papierosy od czasu do czasu parzyły mu palce, ale me zwracał na to uwagi.Jeden fizjodzień dobiegł końca.Spali kiepsko i krótko.Rano, między jednym a drugim tomem, Twissell wypił ostatni łyk kawy i powiedział:- Czasami zastanawiam się, czemu nie rzuciłem Kalkulacji po tej sprawie mojego.wiesz.Harlan skinął głową.- Ale mam na to ochotą - kontynuował stary.- Mam na to ochotę.Całe fizjomiesiące marzyłem rozpaczliwie, żeby nie mieć do czynienia z żadnymi Zmianami.Miałem ich dosyć.Zacząłem się.zastanawiać, czy Zmiany są słuszne.Zabawne, jakie kawały mogą człowiekowi płatać uczucia natury osobistej.Znasz historię Prymitywu, Harlan.Wiesz, jak wyglądał.Rzeczywistość płynęła ślepo wzdłuż linii maksymalnego prawdopodobieństwa.Jeśli w tym maksimum mieściło się dziesięć Stuleci niewolniczej ekonomii, upadek techniki albo nawet.nawet wojna atomowa, o ile była wtedy możliwa, no to cóż, u Czasu, to dochodziło do tych wydarzeń.Nic nie mogło ich powstrzymać.Ale tam, gdzie istnieje Wieczność, poczynając od 28 Stulecia, rzeczy tego rodzaju się nie zdarzają.Ojcze Czasie, podnieśliśmy naszą Rzeczywistość do poziomu dobrobytu, jaki w czasach Prymitywu trudno sobie nawet wyobrazić; do poziomu, którego osiągnięcie bez ingerencji Wieczności byłoby wręcz niemożliwe.Harlan myślał ze wstydem: O co mu chodzi? Żebym jeszcze więcej pracował? Robię, co mogę.Twissell:- Jeśli nie wykorzystamy okazji, Wieczność zniknie, prawdopodobnie w całym flzjoczasie.I w jednej ogromnej Zmianie cała Rzeczywistość wróci do maksymalnego prawdopodobieństwa, wraz -jestem tego pewny - z atomowymi wojnami i zagładą człowieka.Harlan:- Lepiej wezmę się za następny tom.Podczas kolejnej przerwy Twissell powiedział bezradnie:- Tyle roboty.Czy nie ma jakiegoś szybszego sposobu? Harlan:- Niech go pan wymyśli.Mnie się wydaje, że muszę obejrzeć każdą stronę z osobna.Jak mogę robić to szybciej?Metodycznie przewracał kartki.- Druk zaczyna migać mi przed oczyma, a to oznacza, że pora na sen.Minął drugi fizjodzień.O 10.20 rano wedle standardowego fizjoczasu, trzeciego dnia poszukiwań, Harlan, ze zdumieniem wpatrując się w jedną ze stronic, powiedział:- Jest!Twissell nie zrozumiał okrzyku.- Co? - zapytał.Harlan spojrzał na niego, był oszołomiony.- A ja nie wierzyłem! Na Czas, ja nigdy naprawdę w to nie wierzyłem, nawet jak pan opowiadał historie nie z tej ziemi o czasopismach i ogłoszeniach.Twissell pojął dopiero teraz:- Znalazłeś!Podskoczył do tomu, który trzymał Harlan, i chwycił go drżącymi palcami.Harlan cofnął książkę, i zatrzasnął ją.- Chwileczkę.Pan tego nie znajdzie, nawet gdybym panu pokazał stronice,.- Co robisz? - wrzasnął Twissell.- Zgubiłeś to.- Nie zgubiłem.Wiem, gdzie to jest.Ale najpierw.- Co najpierw?- Pozostał jeszcze jeden punkt, Kalkulatorze.Mówił pan, że mogę mieć Noys.Więc niech mi pan ją sprowadzi.Chcę ją zobaczyć.Twissell wytrzeszczył oczy, jego białe włosy były zmierzwione.- Żartujesz.- Nie - odparł Harlan ostro.- Nie żartuję.Zapewniał mnie pan, że poczyni odpowiednie kroki.A może to pan żartuje? Noys i ja mieliśmy być razem.Pan mi obiecał.- Obiecałem.To sprawa załatwiona.- Więc niech ją pan sprowadzi żywą i zdrową.- Nie rozumiem cię.Przecież ja jej nie mam.Ani nikt.Ona nadal pozostaje w dalekiej przyszłości, jak meldował Finge.Nikt jej nie ruszał.Wielki Czasie, mówiłem ci, że jest bezpieczna.Harlan patrzył na starca z rosnącym napięciem.- Pan igra ze mną- wykrztusił.- Oczywiście, że jest w dalekiej przyszłości, ale co mi z tego? Zdejmijcie barierę z wieku stutysięcznego.- Zdejmijcie co?- Barierę.Kocioł nie przechodzi.- Nic mi o tym nie mówiłeś! - zawołał Twissell gwałtownie.- Nie mówiłem? - zapytał Harlan zdziwiony.Czyżby rzeczywiście nie mówił? Myślał o tym bez przerwy.Nigdy nie mówił o tym ani słowa? Nie mógł sobie przypomnieć.Ale natychmiast podjął decyzję.- Dobrze.Więc mówię teraz.Usuńcie blokadę.- Przecież cała ta historia jest niemożliwa.Blokada kotłowa? Bariera czasowa?- Czy pan chce przez to powiedzieć, że wyście jej nie założyli?- Ja nie.Przysięgam.- Więc.więc.- Harlan poczuł, że blednie.- Więc zrobiła to Rada.Oni wiedzą o wszystkim, podjęli akcję niezależnie od pana.i klnę się na wszelki Czas i Rzeczywistość, że mogą się pożegnać ze swoim ogłoszeniem, Cooperem, Mallansohnem i całą Rzeczywistością.Nic z tego nie zobaczą.Nie zobaczą.- Czekaj.Czekaj.- Twissell rozpaczliwie chwycił Harlana za łokieć.- Opanuj się.Myśl, chłopcze, myśl.Rada nie założyła żadnej bariery.- Ale bariera jest.- Przecież oni nie mogli wznieść takiej bariery.Nikt nie mógł.To jest teoretycznie niemożliwe.- Pan nie wie wszystkiego.Bariera istnieje.- Wiem więcej niż inni w Radzie i taka rzecz nie wchodzi w rachubę.- Ale istnieje.- Więc jeśli istnieje.Harlan zwracał już teraz uwagę na otoczenie i spostrzegł, że w oczach Twissella pojawiło się coś w rodzaju panicznego strachu; strachu, którego nie było nawet wtedy, gdy dowiedział się o błędnym skierowaniu Coopera i groźbie końca Wieczności.16.Ukryte StuleciaAndrew Harlan patrzył pustym wzrokiem na pracujących ludzi.Ignorowali go grzecznie, ponieważ był Technikiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl