[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I zapewne Jaskra.Nie, nieprzerywaj.Wiem, że to sprawka Yennefer, ale winę ponoszę ja.Moja głupota.Omamiła mnie,zrobiła ze mnie, jak mówią krasnoludy, wała.- Hmm.- mruknął elf.- Nic dodać, nic ująć.Ostrzegałem cię przed nią.Psiakrew, ciebieostrzegałem, a sam okazałem się równie wielkim, wybacz określenie, durniem.Martwisz się, zeprzez ciebie tu siedzę, a jest dokładnie odwrotnie.Ty siedzisz tu przeze mnie.Mogłem zatrzymaćcię na ulicy, obezwładnić, nie pozwolić.Nie zrobiłem tego.Bo bałem się, ze gdy pryśnie czar, jakina ciebie rzuciła, wrócisz i.skrzywdzisz ją.Wybacz mi.- Wybaczam skwapliwie.Bo nie masz pojęcia, -jaką moc miał ten urok.Ja, drogi elfie,zwykły szarm przełamuję w kilka minut i nie mdleję przy tym.Uroku Yennefer nie udałoby sięwam przełamać, a z obezwładnieniem mogłyby być kłopoty.Przypomnij sobie gwardię.- Nie myślałem, powtarzam, o tobie.Myślałem o niej.- Chireadan?- Tak?- Ty ją.Ty ją.- Nie lubię wielkich słów - przerwał elf, uśmiechając się smutno.- Jestem nią, nazwijmy to,mocno zafascynowany.Dziwisz się zapewne, jak można być zafascynowanym kimś takim jak ona?Geralt przymknął oczy, by przywołać w pamięci obraz.Obraz, który go wniewytłumaczalny sposób, nazwijmy to, unikając wielkich słów, fascynował.- Nie, Chireadan - powiedział.- Nie dziwię się.Z korytarza rozległy się ciężkie kroki,szczęk metalu.Loch wypełniły cienie czterech strażników.Zgrzytnął klucz, niewinny staruszekodskoczył od kraty jak ryś i skrył się wśród kryminalnych.- Tak prędko? - zdziwił się półgłosem elf.- Myślałem, że postawienie szafotu zajmie więcejczasu.Jeden ze strażników, łysy jak kolano drab z iście dziczą szczeciną na gębie, wskazał nawiedzmina.- Ten - powiedział krótko.Dwaj inni chwycili Geralta, brutalnie poderwali i przyparli go do muru.Złodzieje wcisnęlisię w swój kąt, długo-nosy dziadunio zagrzebał się w słomę.Chireadan chciał się zerwać, ale opadłna klepisko, cofając się przed ostrzem przystawionego do piersi korda.Aysy strażnik stanął przed wiedzminem, podciągnął rękawy i pomasował pięść.- Pan rajca Wawrzynosek - powiedział - kazał zapytać, czy ci aby dobrze u nas w loszku.Może nie dostaje ci czego? Może chłód doskwiera? A?Geralt nie uznał za celowe odpowiadać.Kopnąć łysego też nie mógł, bo trzymający gostrażnicy nadepnęli mu na stopy ciężkimi buciorami.Aysy wziął krótki zamach i walnął go w żołądek.Nie pomogło obronne napięcie mięśni.Geralt, z wysiłkiem łapiąc oddech, poobserwował czas jakiś sprzączkę własnego pasa, po czymstrażnicy poderwali go znowu.- Niczego ci nie trzeba? - kontynuował łysy, zionąc cebulą i zepsutymi zębami.- Ucieszysię pan rajca, że się nie skarżysz.Następne uderzenie, w to samo miejsce.Wiedzmin zakrztusił się i byłby wyrzygał, ale niemiał czym.Aysy obrócił się bokiem.Zmieniał rękę.Aup! Geralt ponownie popatrzył na sprzączkę własnego pasa.Choć wydawało się todziwne, ale powyżej nie było dziury, przez którą przeświecałby mur. - No jak? - łysy cofnął się nieco, niewątpliwie celem wzięcia większego zamachu.- Niemasz żadnych życzeń? Kazał pan Wawrzynosek spytać, czy nie masz jakowych.Ale czemu to nicnie gadasz? Jęzor ci się na supeł zamotał? Zara ci go odmotam!Aup!Geralt i tym razem nie zemdlał.A musiał zemdleć, bo zależało mu trochę na wewnętrznychorganach.Aby zemdleć, musiał zmusić łysego do.Strażnik splunął, wyszczerzył zęby, znowu pomasował kułak.- No jak? %7ładnych życzeń?- Jedno.- stęknął wiedzmin, z trudem podnosząc głowę.- %7łebyś pękł, skurwysynu.Aysy zgrzytnął zębami, cofnął się i zamachnął, tym razem, zgodnie z planem Geralta,zamierzając bić w głowę.Ale cios nie został zadany.Strażnik zagulgotał nagle niczym indyk,poczerwieniał, chwycił się oburącz za brzuch, zawył, zaryczał z bólu.I pękł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl